Wcześniej pisałam o swojej jedynej nietolerancji – tej w stosunku do Wegetarian (no OK, nie jest zupełnie jedyna, bo mam dodatkowo chroniczną awersję na głupotę). Dzisiaj napiszę o jeszcze jednej kwestii, w której także trwam mocno na swoim stanowisku i zażarcie dyskutuję z oponentami: Testowanie (Eksperymenty) na Zwierzętach – 3 x TAK!
Powiem tak: nie kupuję i nigdy nie kupiłabym z wyboru produktów NIEtestowanych na zwierzętach. Z prostej przyczyny: nie wiem co takie barachło może mi zrobić. Moja opinia nie jest podyktowana tym, że będąc naukowcem sama takie eksperymenty musiałam wykonywać, więc znam procedury ich przeprowadzania i doskonale wiem w jakich warunkach są trzymane i w jaki sposób są traktowane zwierzęta laboratoryjne (a raczej zwierzętarniane, bo nikt w laboratorium ich nie trzyma). Chodzi mi o zwyczajny zdrowy rozsądek. Czyje życie jest ważniejsze i ma większą wartość – Człowieka czy szczura, królika lub małpy? Jeśli się zastanawiasz nad odpowiedzią, to albo jesteś a) Wegetarianinem, a więc jak dla mnie „skrzywiony/skrzywiona”, b) Buddystą i tutaj nie tykam ani nie komentuję, bo religia jest prywatną rzeczą każdej osoby, c) Hipokrytą, który chce być za wszelką cenę politycznie poprawny. Odpowiedź jest oczywista i prosta jak budowa cepa: najważniejsze jest życie i zdrowie Człowieka.
Tutaj dygresja: pamiętacie jak zamieściłam post o petycji dotyczącej bestialskiego mordu na piesku. Bynajmniej nie popełniam tu sprzeczności. Nie odmawiam zwierzętom podstawowych praw – wiem, że są tak samo czującymi istotami jak my, że tak samo krwawią i doświadczają bólu. Ale prawda jest taka, że ewolucyjnie stoją jednak niżej od nas. A prawa ekologii są proste: dominujący gatunek będzie bronił i chronił życia i zdrowia swoich osobników za wszelką cenę. I to właśnie my – Ludzie – robimy. Nie popieram i zawsze będę absolutnie przeciwna niepotrzebnemu okrucieństwu, znęcaniu się, bestialstwu „dla zabawy”. To się nie zmieni. Ale testowanie na zwierzętach to nie sadystyczne męczenie ich i patrzenie jak piszczą/skowyczą. Eksperymenty odbywają się w ściśle kontrolowanych warunkach, w sposób dokładnie udokumentowany, według protokołu przeanalizowanego i zaaprobowanego przez Komisję Bioetyczną, przy zachowaniu zasad humanitaryzmu (jak np. podawanie znieczulenia przy pobieraniu krwi z ucha królika). Więc gdy chodzi o poświęcenie kilku zwierząt dla lepszej sprawy... cóż, tutaj też będę trwała przy swoich przekonaniach.
Ad rem. Prawda jest taka, że wszelkiego rodzaju substancje biologiczne i chemiczne mogą wyrządzić tyle samo krzywdy co przynieść pożytku. Dlatego należy je testować: najpierw in vitro, na liniach komórkowych/tkankowych, potem in vivo, na zwierzętach – to wszystko zanim się przejdzie do badań klinicznych z udziałem ludzi. Czy nam się podoba czy nie, organizm ludzki jest nieziemsko skomplikowanym ustrojstwem zachowującym dla swojego funkcjonowania bardzo delikatną równowagę wewnętrzną (tzw. homeostazę). Wszelkiego rodzaju pigułki, kapsułki, mazidła, napary, i insze medykamenty (lub kosmetyki) mogą naruszyć tę równowagę albo – po połączeniu się z innymi lub z niektórymi czynnikami systemowymi – wywołać negatywne, lub wręcz fatalne, skutki.
Przykładem może być znana historia talidomidu: wypuszczonego na rynek i sprzedawanego w dużych ilościach, bez recepty (!), leku nasennego, przeciwbólowego i przeciwwymiotnego. Szczególnie często zalecany był kobietom w ciąży. Dopiero po czterech latach odkryto, że lek ten ma działanie mutagenne i teratogenne (przetłumaczę: powoduje mutacje w kodzie genetycznym i deformacje/uszkodzenia płodu)! Szacuje się, że jego ofiarami stało się 10 000 do 20 000 płodów/dzieci: niektórych niedonoszonych, a reszta urodzonych z ciężkimi wadami genetycznymi. Takie efekty – zdolność do wywoływania mutacji lub powodowania uszkodzeń płodu – są wykrywane na etapie badań in vivo. Czyli przeprowadzanych na zwierzętach właśnie! Dlatego są one tak potrzebne.
Hipokryzją jest dla mnie protestowanie przeciwko animal testing, ale gdy tylko gardziołko zaboli albo grypka złapie, to biegnie taki delikwent do Pana Doktora po lekarstwo. I to nie byle jakie – chce aby lek był nie tylko skuteczny, ale też i bezpieczny, i czyta on z nabożeństwem ulotkę by sprawdzić jakie mogą być potencjalne skutki uboczne. A jak Pan Szanowny uważa, skąd producent wie o skutkach ubocznych? I dlaczego Urząd Rejestracji wydał pozwolenie na dopuszczenie do obrotu? Uwierzył na piękne oczy Pani Krysi od marketingu, że magiczna pigułeczka robi tylko dobrze a nic źle? Szczerze mówiąc, mam ochotę wziąć tych wszystkich protestujących i zamknąć ich na oddziałach szpitalnych i właśnie na nich testować nowe produkty lecznicze i kosmetyczne. A niechaj będzie z nich jakiś pożytek, bo na razie stanowią tylko zbędny balast – a i pozwoli to ocalić kilkaset myszek, które są sympatyczniejsze od nich. Amen.
According to the US Department of Health and Human Services, animal research has helped extend our life expectancy by 23.5 years. Of course, how you choose to spend those extra years is up to you.
Przekonałbym się do racji chociażby tylko z powodu ostatniego obrazka i drobnego druczku.
OdpowiedzUsuńPytanie: dlaczego zwierzęta mają cierpieć/ginąć przez choroby cywilizacyjne sprowadzone na człowieka przez niego samego? I niezależnie od tych komisji bioetycznych i humanitaryzmu, zwierzęta na których testujemy czują zadany im ból.
OdpowiedzUsuńM.
Odnośnie do punktu a) Protestuję!
OdpowiedzUsuńOdnośnie do punktu b) A jak taki buddysta będzie dzieci karmił zieleniną? To też j e g o p r y w a t n a s p r a w a?
Why smart people believe weird things? (37 sekund)
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=bRGQQQULucI
M: Dlatego, że możemy je złapać i wsadzić do klatek. Dlatego że chcemy te choroby wyleczyć, nawet jeśli powstały z naszej winy. Jak zwierzęta wyhodują sobie rozumne mózgi, to mogą nas łapać i na nas testować. Do tego czasu - my rządzimy i się chronimy.
OdpowiedzUsuńTak, zwierzęta czuja ból, ale tego nie da się uniknąć. Tak samo czujesz ból przy zastrzyku. Tak samo boli cię rana pooperacyjna. Ale ból ten redukujemy (także u zwierząt) do minimum.
Icy Moon: Z buddystą to inna kwestia lekko. Jak będzie karmił dzieci zieleniną to wpływa na ich życie i zdrowie w sposób negatywny. Nie ma prawa tego robić, bo to są inne istoty ludzkie. Ale jeśli jest przeciwny testowaniu na zwierzętach - i nie kupuje takich produktów, nie poddaje się leczeniu w szpitalu i nie podkłada bomb pod laboratoria (bo buddyści to raczej pokojowo nastawione istoty) - to niech sobie ma takie przekonania. Szkodzi tylko sobie a nie innym. To tak jak z zakazem transfuzji krwi u Świadków Jehowy - chcą umrzeć za swoje wierzenia, to będą mieli co sobie życzą, gdy po wypadku wystąpi u nich masywny krwotok.
Wszystko pięknie ładnie, tylko nie zgadzam się z kwestią kosmetyków. Dlaczego zwierzęta mają cierpieć dlatego że jakaś osoba chce się wystroić w ładniejsze piórka? Przypomina mi się rysunek: zapłakana dziewczynka pyta mamusi zamierzającej wrzucić króliczka do zlewu pełnego parującego wrzątku „Mamusi, dlaczego to robisz Panu Puszystemu?”, na co mamusia: „Bo jestem tego warta” (po angielsku „Because I’m worth it” – bezpośrednie nawiązanie do sloganu L’Oreal).
OdpowiedzUsuńR.
Odnośnie do b) religia jako prywatna sprawa to tylko teoria; nie rozumiem, dlaczego nie potrafimy/nie chcemy/nie śmiemy rozmawiać krytycznie o poglądach religijnych tak jak np. o poglądach politycznych. Jak ktoś ma takie, a nie inne poglądy na życie, to możemy się spierać i może nam się to nie podobać (patrz a) ale jak ktoś jest muzułmaninem/buddystą/chrześcijaninem/wyznawcą FSM i ma takie, a nie inne poglądy, to powtarzamy zaklętą formułkę: to jego prywatna sprawa (patrz b). Dlaczego piszesz "nie tykam, nie komentuję, bo religia jest prywatną rzeczą każdej osoby"? Tykaj i komentuj! Tak jak zrobiłaś to w przypadku buddysty będącego wegetarianinem, tak możesz to robić w przypadku buddysty od animalsów.
OdpowiedzUsuńZnalazłam to jakiś czas temu na stronie Ayaan Hirsi Ali. Bardzo interesujące.
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=Ib9rofXQl6w
R.: Może i masz w pewnym sensie rację, ale mam pytanie - używasz pianki do golenia, dezodorantu, pasty do zębów, etc. ?
OdpowiedzUsuńIcy Moon: Różnica między polityką a wyznaniem to różnica między logicznym, rozumnym wyborem, a wiarą która od rozumu jest niezależna. O religii możemy i śmiemy rozmawiać (przecież był artek Keep the Faith), ale uznaję też że zaburza ona mocno rozumowanie. Dlatego buddysta wegetarianin (ale nie wymuszający tego na innych!) lub anti-animal testing z powodu wiary to zupełnie co innego niż protestujący Hipokryci.
A co do Islamu, to ja mówię proud and loud "death to America":
http://www.youtube.com/watch?v=TS4v_kj9rw4
Darling: dla mnie to jest kwestia wyborów i ponoszenia ich konsekwencji. Jeśli chcemy sobie zapchać żyły cholesterolem, jeśli chcemy brać kokę, jeśli chcemy siedzieć przed komputerem 16 godzin na dobę przybierając systematycznie na wadze - to powinniśmy pogodzić się z tego skutkami. A nie myśleć: „a tam, na pewno przetestują jakiś nowy lek dla mnie”. Mówię o jednostkach, a nie ogóle, bo wiadomo, że nie każdy niszczy swoje ciało i życie.
OdpowiedzUsuńM.
Nie zgadzam się. Poglądy buddysty powinny być oceniane według tych samych kryteriów co poglądy hipokryty i każdego innego członka społeczności (w tym ateistów).
OdpowiedzUsuńJak dla mnie sprawa jest prosta: przekonuje mnie przytoczona historia leku i argument o przedłużeniu życia o te 23,5 lata. Możemy przymykać na to oczy, ale postępy w medycynie - ratujące nam życie lub pomagające podnieść jego jakość, np. u osób sparaliżowanych - są okupione krwią zwierząt. Ale tak jak Darling napisała: tego się nie da uniknąć.
OdpowiedzUsuńM: Zgadzam się, że każdy sprowadza na siebie kłopoty zdrowotne nieodpowiednim trybem życia. Ale to nie znaczy, że inni, którym to zrobiono przez przypadek, lub którzy mają to uwarunkowane genetycznie powinni pogodzić się ze swoim losem i być pozbawieni szansy na wyzdrowienie. Poza tym, nawet jeśli sami to sobie robimy, to jako ludzie mamy chyba prawo do błędu.
OdpowiedzUsuńIcy Moon: coż, let's agree to disagree.
Darling: Do usług. Możesz na mnie liczyć;)
OdpowiedzUsuńDzięki za aldżazirę! Made my day:)
Pierwszy art jaki przeczytałem, który popiera testowanie na zwierzętach. Mocno przekonujący.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc zawsze byłam przeciwna eksperymentowaniu na zwierzętach i uważałam to za męczenie ich. Ale teraz spojrzałam na to z innej perspektywy. Temat do przemyślenia... :)
OdpowiedzUsuńAno-Nimka