Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 22 marca 2011

My take on Weltschmerz


Po wczorajszych przejściach wrócił mi się temat ściągający totalnie na ziemię, czyli tzw. zejście. I nie w formie żartobliwej już raz wcześniej napomkniętej – bycia obgryzioną jako smakowity kurczaczek przez głodnego kota po moim przeniesieniu się samotnie w zaświaty. Bynajmniej do śmiechu mi nie jest.

No bo tak: przecież gdyby coś mi się stało, to nikt by mi nie pomógł. W sensie tak ogólnie. No przecież szafka kuchenna może się urwać i spaść mi z hukiem na łeb. Mogę się potknąć o nogę od stołka i rąbnąć głową w regał. Mogę się udławić parszywą krewetką, która uparcie będzie tkwiła w tchawicy zamiast przesuwać się kulturalnie przełykiem w dół. Nie byłoby nikogo na miejscu by mnie uratować. Ba!, właściwie przez całe kilka dni nikt by nic nie wiedział, bo przecież na tel. i SMS nie od razu się odpowiada i nie jest to powód do paniki. Na GG nie zawsze jestem obecna w ciągu dnia, na tym tu blogu też czasami robię przerwę. Zainteresowanie pewno wzbudziłoby dopiero moje 3-5-dniowe milczenie. A przez ten czas to już kilka razy bym zdążyła umrzeć na wstrząs mózgu lub krwotok wewnętrzny, zreinkarnować się jako pająk (wrrr) i znowu umrzeć utłuczona czyimś kapciem.

Mocno to przygnębiające (szczególnie motyw na Arachnida).
Ahhh, ten ból istnienia...

Więc może jednak chłop w domu potrzebny jest – i nie tylko w celach miłości wielkiej uczuciowej/sercowej i tej fizjologicznej na co dzień, ale również jako safety net dla przedłużenia żywota?
Hmm, something to ponder over...

9 komentarzy:

  1. A może jednak psa, bo one podobno mądre i z opresji wyciągają i zwłok nie tykają? Najlepiej bernardyna z beczułką rumu – nawet jak nie uratuje, to przynajmniej pod tą szafką zejdę z pieśnią biesiadną na ustach... ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja ostatnio sobie myślę, że chciałabym have it done when I have had enough... Oglądałaś może Jacka, jakiego nie znacie z Alem Pacino? O doktorze Kevorkianie. Produkcji HBO.

    OdpowiedzUsuń
  3. Darling: Apokryf: Aguś Fatalista. ;) Obiecuję żadnych pająków nie zabijać. I uwierz mi, twoja nieobecność na jakimkolwiek medium zostałaby zauważona już po jednym dniu. :)

    Icy Moon: Nie słyszałem o filmie, ale brzmi ciekawie. Jeszcze zależy z jakiego punktu widzenia robiony (pro- czy anty- eutanazja).

    OdpowiedzUsuń
  4. Darling: Słuchaj, to może będziemy dzwonić codziennie i sprawdzać czy żyjesz? ;) System taki: jak nie odbierzesz, to dzwonimy za 15 min i potem znowu za 15 min. W razie braku odbioru, przyjeżdżamy i wyłamujemy drzwi. ;)

    Icy Moon, Skuba: Co do eutanazji mam mieszane uczucia, bo nigdy nie wiadomo kiedy nastąpi jakiś przełom w medycynie. A poza tym to niebezpieczne przy bogatym staruszku i rodzinie chętnej do wyciągnięcia wtyczki by dobrać się do spadku.

    OdpowiedzUsuń
  5. LEM: Do niczego ten system. Stojąc w kuchni usłyszę telefon na stoliku. Biegnąc z czajnikiem w ręku potknę się i najpierw obleję wrzątkiem, a potem poślizgnę na mokrej podłodze – i albo walnę głową w stolik z którego spadnie mi na łeb całe 42 cali telewizora, albo polecę w drugą stronę i rąbnę głową w kaloryfer, albo poślizgiem wpadnę na komodę, która się na mnie przewróci, a z niej spadną doniczki z kwiatami i dokonają dzieła. ;)

    Kuba: Skojarzenie: Libertyn... ;P

    Wszyscy: O eutanazji i prawie do niej (które z całej siły popieram) już wspomniałam przy okazji posta Prawo do Decyzji. Naukowe przełomy nie dokonują się z dnia na dzień, a potem i tak wymagają lat badań in vivo na zwierzętach i klinicznych na ludziach. A bogactwo mi nie grozi, więc nikt do wyciągania wtyczki nie będzie się palił. :) I tak, uważam że człowiek ma prawo odejść z tego świata w takiej formie i w tym czasie, kiedy on/ona tego chce, a nie kiedy biologia lub lekarze (lub producenci mebli kuchennych) zadecydują.
    Icy Moon: już sobie znalazłam link do “wyzwolenia” filmu – zrobię to po pracy. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A bernardyn też niedobry, bo niechcący może cię utopić tym rumem. ;P

    OdpowiedzUsuń
  7. Faktycznie, Aga, potrzebujesz Kevina Costnera dla ochrony życia 24/7. Może jakiś casting zrób? Ja się chętnie zgłoszę. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwsze primo Darling: Gdyby szafka z hukiem spadła, to sąsiedzi by się przecież zainteresowali. A na blogu piszesz codziennie (nawet gdy zapowiadasz przerwę), więc zainteresowanie milczeniem by od razu było. :)
    Drugie primo: Faktycznie tylko obstawa 24/7 daje szansę na przeżycie przy takim fatalistycznym myśleniu (i ja też się zgłaszam na casting!). Swoją drogą, równie dobrze może się winda urwać albo możesz się potknąć na chodniku i wpaść pod kopyta pędzącego tramwaju konnego... ;P
    Trzecie primo: Na szczęście z tonu posta wnioskuję, że bynajmniej nie zupełny pesymizm a lekka przekora motywowała do napisania go. :)
    Czwarte primo: Prawo do odejścia „my way and when I decide” powinno być tak samo fundamentalne jak prawo do wolności w sposobie życia.
    Icy Moon: mam nadzieję, że jeszcze dłuuugo zanim będzie „I've had enough”. :)
    R.

    OdpowiedzUsuń
  9. Żadnych castingów nie będzie! 24/7 to nawet święty by nie wytrzymał – no chyba, że śnięty. ;)
    Dobra z psa rezygnuję, z kota też – pozostaje wytresować chomika by dzwonił po pomoc w nagłych wypadkach... Dla ułatwienia kupię dla niego komórkę Rydzyka, hehe.
    R.: Moich sąsiadów żadne dźwięki zza śniany nie ruszają – jedyną reakcją może być piorunujący wzrok, ale na pewno nie dobijanie się w obawie że coś mi jest.
    Pozostaje liczyć na to, że statystyki są po mojej stronie, a haki w ścianach mocne. :)

    OdpowiedzUsuń