Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 3 maja 2011

Obejrzane-Obgadane

Gadałam wczoraj z Moją Rodzicielką. Oczywiście, z zaplanowanej szybkiej rozmowy updateowej jak się czują Dziadkowie zrobiła się konwersacja godzinna – osoby, które mnie znają osobiście, wiedzą że gdy zacznę, to buzia mi się nie zamyka (hehe, P-R raz zażartował że chyba mam ADHD), a jestem jabłkiem które niedaleko padło od jabłoni. No ale dowiedziałam się ciekawych rzeczy ze świata (np. że podobno Osama ubity i że JPII beatyfikowany). Co prawda, nie czuję aby te informacje były mi niezbędne do szczęścia, ale niech tam, czasami trzeba wykazać się wiedzą współczesną, to będę mogła zabłysnąć, hah.
Oczywiście jak to Polak z Polakiem gada, zeszło na choróbska i zrobiłam kompleksową konsultację przez telefon dotyczącą całej Rodziny: nadciśnienie, poziom cholesterolu, obraz miąższu nerki w USG, wysięk i jak wyleczyć (antybiotyk atopowy, oczywiście), preparaty z pokrzywą, orzechy, liść babki, Urosept, Diosminex, itd., itp. Klasyka, nieprawdaż? Czuję się jak historyczna wsiowa „baba” do której się szło po diagnozę i remedium.
No i musiało wreszcie zejść na... największe wydarzenie tego roku, czyli ślub Księciunia Williamka z Waity Katie!


Oczywiście Matula była zachwycona, oglądała na żywo w telewizorni przez bite kilka godzin całą transmisję. Oczywiście nie zgodziłyśmy się co do sukienki – ja uważam i twardo przy tym obstaję, że tak do ślubu to może iść dziewucha z Targówka a nie przyszła królowa i że Princess Di miała sto razy lepszą suknię z prawdziwym trenem a nie jakąś kitką za tyłkiem. Podobno Babcia myśli tak samo (w sensie że podobała Jej się bardziej kiecka Dianki), więc jest 2:1. Oczywiście nie zgodziłyśmy się też co do Williamka, bo jak dla mnie to kompletnie niewyjściowy łysiejący wypłosz i Harry przy nim to John Cusack przy Woody Allen. Zresztą, nigdy nie lubiłam Blondasa, preferując Rudzielca, także z charakteru.

Ubiegając podejrzenia: nie, nie odpaliłam 42 cali. Transmisję z nabożeństwem śledziłam w necie, wszedłszy na live feed z The Royal Channel, siedząc w pracy. Musiałam, no jakże mogłam nie, przecie to mój księciunio (w sensie obywatelki Australii podpadającej pod Koronę Brytyjską a nie z umiłowania mój). Swoją drogą było to śmieszne – wszyscy nas czworo w pokoju mieliśmy włączony TRC na kompach. Przekaz się wieszał (cały świat to przecież oglądał w tym samym czasie!), więc często odświeżałam. Słuchajcie, nastąpiło totalne zakrzywienie czasoprzestrzeni: u mnie leciało pierwsze, potem u M., potem u Z., a na końcu u A. Na przykład: ja się śmiałam że rodzinkę Katie zapakowali do minibusów i to prawie wygląda jak 3 więźniarki jadące z podejrzanymi, u M. pokazywało się to kilka sekund później na ekranie, u Z. dopiero widać było rodzinkę wsiadającą, a u A. – wcześniej jadące samochody Rodziny Królewskiej. Czad! Najlepiej miała A., bo słuchając nas wiedziała czego się spodziewać i nie mogła być wzięta z zaskoczenia. Podobnie z końcówką: ja zrobiłam „ahhhh” przy pierwszym Royal Couple kiss, a oni „Co? Co? Zrobili to?”, kilkanaście sekund później ja usłyszałam „ahhh”, a następnie oczywiście Oni wiedzieli ode mnie, że „Ohhhh, jejku, jeszcze jeden, znowu się pocałowali!”. Czyli w sumie mieliśmy przekaz „na żywo” obejrzany cztery razy. ;)
Moja praca przez pół dnia wyglądała następująco: górne pół ekranu – The Royal Channel, dolne pół ekranu – Word z tłumaczeniem, stelażyk stojący na biurku po lewej stronie obok ekranu – wydrukowany oryginał. Dostałam zeza rozbieżnego nie tylko horyzontalnego ale i vertykalnego. ;)

Dodam, że oczywiście nasza Pani Premier, Julia Gillard została zaproszona wraz ze swoim partnerem – tak, tak, bynajmniej nie mężem – Tim Mathieson (poniżej, to ten z ciemnymi włoskami), na uroczystość i była na miejscu w Katedrze, a potem na niby-weselu. Z ciekawostek: gdy opuszczali hotel w drodze na uroczystość, jeden z dziennikarzy zapytał „Tim, are you getting in the wedding mood?”, na co on odpowiedział „I am actually, yeah I am” na co Julia szybciutko dodała „Careful, you never know where's this going to lead with our friend from the media”, hehe.


  

7 komentarzy:

  1. Oj, no przecież było wiadome, że napiszę o ślubie. I tak się trzymałam długo z milczeniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. That’s my girl! :) Byłem zaskoczony, że wpis nie pojawił się już w piątek.
    P.S. Nie wiedziałem, że premierem Australii jest teraz kobieta. A końcowa ciekawostka... świetna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj, Aga, kto takimi rzeczami jak jacyś królowie zajmuje się w dzisiejszych czasach – poza jedną Anglią. Ale ja też spodziewałem się posta zaraz po ceremonii – nieźle wytrzymałaś. ;) A co to za pałąk na głowie tej Pani Premier? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten pałąk to antenka wzmacniająca GPS – żeby trafić z Canberry do Londynu. ;P

    Darling, Darling, nie wsiowa „baba” tylko prawdziwa czarownica. :)
    R.

    OdpowiedzUsuń
  5. Darling, nie słuchaj tych facetów. ;) Przypuszczam, że rzeczywiście cały świat oglądał ślub. Ja też. Ale zgadzam się z twoją mamą – sukienka Kate była bardzo ładna i świetnie się razem prezentowali.
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  6. Darlingu: Tak podejrzewałem, że się nie złamiesz, hehe. To znaczy, wiedziałem, że obejrzysz na żywo, ale myślałem że nie napiszesz – Ty oponująca monarchii i opowiadająca się za republiką Australii.
    A co do gadania, to dziwię się, że tylko godzina rozmowy wyszła – czyżby bateria padła w komórce? ;P
    Czarodziejka...

    Ano-Nimka: Poprę Cię. Z tego co widziałem we wszelkich wiadomościach, to Kate prezentowała się bardzo ładnie w swojej sukni. Ale nie oglądałem (i szczerze wątpię że świat to robił) na żywo.

    OdpowiedzUsuń
  7. Swoją drogą ciekawe czy teraz szykuje się premierowski ślub w Australii... ;)
    A transmisję na żywo oglądały pewno wszystkie byłe kolonie brytyjskie, państwa w których istnieje monarchia, plus USA (bo oni się zachwycają brytyjską rodziną królewską).

    L.E.M.: Jak dla mnie Kate w tej narzutce na głowie wyglądała prawie jak Izraelitka, żeby nie powiedzieć Maria Panna. ;)

    OdpowiedzUsuń