Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

poniedziałek, 28 marca 2011

Pokaż Kotku...

... co masz w środku. ;)

Oj tak sobie pomyślałam, że Wam pokażę kilka fotek własnymi ręcyma wykonanych z czasów mojego poprzedniego wcielenia... Oczywiście nie umywają się do wspaniałych cudeniek, które robią wszelkiej maści artyści – nie o walory estetyczne mi chodziło gdy je robiłam tylko o wyniki naukowe. :) 
Ale na wstępie insze: yours truly podczas sprawdzania jak żyją komóreczki, raptem jakieś 5 lat temu (do tej pracy akurat nie musiałam mieć safety goggles ani face mask założonych). I nie śmiejcie się, proszę - ja nie jestem fotogeniczna i zawsze się głupio i sztywno uśmiecham. :(


Nature composes some  of her loveliest  poems for  the  microscope and
the telescope. (Theodore Roszak)

Pierwsza seria główna to już z mojej pracy. Tak wyglądają komórki macierzyste płodu ludzkiego rosnące radośnie na tzw. warstwie hodowlanej. Dodawałam do nich różne mixy czynników (wzrostu na przykład) by zobaczyć, czy uda mi się ukierunkować kontrolowanie te pluripotencjalne cuda w kierunku jednej linii tkankowej.
Zdjęcia się robi w różnych kanałach lasera, z ustawianą przez nas jak chcemy długością fali. Laser ekscytuje specyficznie fluorochromy przyczepione do przeciwciał którymi traktuje się komórki i w zależności od kanału (i obecności danego białka lub DNA) komórki emitują światło w odpowiednim kolorze. Potem za pomocą specjalnego software robi się merging zdjęć z oddzielnych kanałów by uzyskać jedną fotkę z kilkoma kolorami. :)




A to z mojej pracy doktorskiej. Tu zdjęcia akurat robiłam na absolutnie moim ukochanym confocal microscope firmy Leica (zaufajcie mi – najwyższej jakości obiektywy! jeśli chcecie dobry aparat fotograficzny, to od nich!). Obrazki pokazują albo biedną krwinkę czerwoną człowieka (pobieraliśmy krew sami co miesiąc od ochotników – 80 ml za snickersa, hehe) zainfekowaną zarodźcem malarii, albo jego formy inwazyjne, czyli tzw. merozoites.





A tutaj ku uciesze: ostatni slajd z mojej prezentacji przy odbieraniu nagrody Commonwealth Serum Laboratories. Moje zeskanowane zdjęcie w stroju astronauty pochodzi z wizytacji wahadłowca Buran (niezapomniane przeżycie!). Proszę się nie dziwić aluzjom SF, bo ja tak już mam i nikomu to na szczęście nie przeszkadzało, wręcz się podobało, a nawiązanie bardzo trafne jest... :)


13 komentarzy:

  1. Nazw własnych związanych nawet pośrednio ze mną nie podaję, nazwiska wycięłam ze slajdu, więc chyba mieszczę się w konwencji zachowywania prywatności jaką stosuję na blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czary mary... oko jaszczurki i skrzydło nietoperza...
    Ja nie miałbym najmniejszego pojęcia jak takie eksperymenty nawet zacząć, co zrobić, jak zrobić, co to wszystko znaczy co widzę...
    Ale fajnie jest patrzeć na takie „zwyczajne” zdjęcia, nie urabiane artystycznie. No i poczuć pasję osoby je opisującej (pomimo twojego udawanego żartowania; zresztą są dowody na nią...).
    :)
    Na marginesie: wcale nie jesteś niefotogeniczna!

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, zdjęcia faktycznie nie są wypasione, ale i tak fascynują. Ja poczułem szacunek zdając sobie sprawę, że patrzę na prawdziwe ludzkie komórki – i dodatkowo jeszcze część z nich pochodzi z płodu! A ty... chyba wciąż pasjami to lubisz i tego nie da się ukryć.
    P.S. Długie włosy zdecydowanie lepsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby Science Fiction, ale u ciebie jednak bardziej science niż fiction. Podobają mi się zdjęcia – razem z towarzyszącym opisem mają pewną moc. Są prawdziwe. Rzeczywiście pokazują co w nas siedzi (lub siedziało, lub miejmy nadzieję nie będzie siedzieć).
    Darling: nostalgia?...
    A ten ostatni slajd – bezkonkurencyjny. :)
    R.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chłopaki, nie denerwujcie mnie. :)
    Moc znam tylko jedną: The Force.
    A Pasję schowajcie sobie wiadomo gdzie, bo to najgorsze dzieło Mela, pokazujące jak stracił pomyślunek. A ja głupia tak go uwielbiałam w Mad Max... ehhh...

    Za wszystkie dobre słowa: Bóg zapłać. Naprawdę dziękuję. :) Nostalgia lekka, ale teraz też mam frajdę z tego co robię. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Niby rozumiem z opisu co widzę, ale i tak czarna magia. I nawet gdybyś mówiła godzinami lub napisała całą książkę o tym, to i tak nie potrafiłbym sam zrobić takich badań. :)
    Popieram wcześniejsze wpisy: zapomnij o niefotogeniczności. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Roszak ładnie to powiedział:). Obawiam się jednak, że o ile z mikrobiologii mam szansę coś skumać, o tyle astrofizyka zawsze będzie dla mnie czarną magią. Ale mi się cudeńko przypomniało.
    Gadał biolog z fizykiem (The Poetry of Science):
    http://richarddawkins.net/videos/536409-the-poetry-of-science-neil-degrasse-tyson-richard-dawkins

    OdpowiedzUsuń
  8. Darlin: You'll love it. Neil to kinomam:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Icy Moon: Uuu, długie, więc trzeba będzie po pracy obejrzeć - już sobie ząbki ostrzę ;)

    A co do micro i macro: siedząc w tzw. dark room, z oczami przyklejonymi do mikroskopu, mając przed sobą obraz z preparatu powiękzony kilkaset lub kilka tysięcy razy... co ja widzę to galaktyki całe, pięknie świecące Obłoki Magellana zawarte w każdej tkance, każdej komórce naszego ciała. To jest chyba najpiękniejszy widok jaki można sobie wyobrazić. Nie kosmos i gwiazdy, tylko jądra komórkowe, mitochondria, aparat Golgiego... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piszę chyba jako osoba „z boku” tutaj. Podobają mi się zdjęcia. Ja też się nie znam i nie rozumiem ich do końca. Ale są naprawdę fajne. A cały post i ostatni komentarz pokazują, że jesteś z tego wszystkigo dumna – i powinnaś, bo to co robiłaś jest niezwykłe. :) Naprawdę od tego odeszłaś, ot tak, po prostu?
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  11. Never a miscommunication! Neil deGrasse Tyson is God.
    http://www.colbertnation.com/the-colbert-report-videos/370183/january-06-2011/bill-o-reilly-proves-god-s-existence---neil-degrasse-tyson

    OdpowiedzUsuń
  12. Icy Moon: polukam zaraz po robocie, choć już mnie nęci. :)
    Ale w kwestii wierzeń i kto jest bogiem, to jak dla mnie dobre jest "RadXcell is God" (trzeba powiązać z blogiem tego autora):
    http://www.gud.us/en/?RadXcell
    Wolę RadXcell niż Jahve, Allaha czy Szatana!

    Ano-Nimka: Tak, odeszłam. Ale nie "po prostu". Głupia miłość się wtrąciła - okazała się nic nie warta z jego strony. Mimo to szalenie lubię to co teraz robię. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Aga, ja widzę jedno – i to nie mając oczu wlepionych w mikroskop: u ciebie to jest miłość na całe życie. Zostałaś zdiagnozowana jako nieuleczalnie chora na tę naukę i jej piękno. :)

    OdpowiedzUsuń