Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 1 lutego 2011

Prawo do Decyzji

Obiecany post. Tematyka: antykoncepcja, aborcja i eutanazja vs. Kościół Katolicki (choć tego ostatniego będzie mało).
Od razu na wstępie zaznaczę że jestem absolutnie, w 100%, ZA pierwszymi trzema rzeczami. Za antykoncepcją i aborcją – bo jestem kobietą i uważam, że tylko my możemy decydować o naszym ciele. Za eutanazją – bo jestem człowiekiem i uważam... to samo co w zdaniu poprzednim.

1) Antykoncepcja. Kwestia jest kilkupoziomowa. Po pierwsze, jest prawo kobiety do decydowania o swoim ciele (bo ciąża i poród są olbrzymim obciążeniem dla organizmu!) i swoim życiu (bo urodzić młode to każda kotka pod płotem potrafi – sorki, tak mi się skojarzyło – ale trzeba je przecież potem wychować!). Nikt nie ma prawa zmusić kobiety do ciąży, lub ryzykowania zaciążenia, gdy nie jest na to gotowa. Mam mocne podejrzenia, że Chrześcijaństwo ogólnie a Kościół Katolicki w szczególności, zostały założone przez zakompleksionych facetów z małymi fiutkami, którzy bali się kultu Izydy lub Hestii i dlatego to wszystko jest takie szowinistyczne.
Inna kwestia to antykoncepcja mechaniczna w postaci prezerwatywy, która nie tylko ma chronić przed ciążą ale też przed wszelkimi chorobami roznoszonymi drogą płciową. I tutaj znowu mamy prawo kobiety do decydowaniu o swoim zdrowiu i życiu.
Drugi poziom to niekonsekwencja Kościoła, który dozwala metody „naturalne” (kalendarzyk) ale nie mechaniczne. Chwila moment! Jakakolwiek metoda to przecież „sprzeciwianie się woli Bożej”. Bo jeśli Bóg chce abyśmy mieli dzieci, a my – na przekór – ominiemy te kalendarzowe dni, to buntujemy się przeciwko Niemu tak samo jakbyśmy warstewką gumki blokowali przepływ kijanek. Więc gdzie sens, gdzie logika?
Trzeci poziom jest bardziej ogólny: skoro uznajemy, że Bóg wie dla nas lepiej (jak Partia za dawnych czasów!), to nie powinniśmy mieć w ogóle instytucji szpitali, przychodni, nie powinno też być lekarzy. Bo skoro plan Boski wobec nas jest taki, że mamy się skaleczyć w palec zardzewiałym gwoździem i umrzeć od gangreny i sepsy, albo niezaleczona angina ma nam przejść w ciężkie zapalenie płuc, to kimże my jesteśmy by się Mu sprzeciwiać! Wszyscy bogobojni, apeluję do Was – wyrzućcie Rutinoscorbin i Gripex, potnijcie nożyczkami karty Medicover, przestańcie płacić składki ZUS!

2) Aborcja. Wracamy do kwestii prawa kobiety do decydowania o swoim ciele i życiu. Uwierzcie mi, to nie jest jak pstryknięcie palcem. Widziałam kobiety (jeszcze podczas mojej współpracy z Monash Medical Centre), które przez to przechodziły i bynajmniej nie była to dla nich jak decyzja o kupieniu czerwonych butów czy niebieskich. Kobiety, które decydują się na aborcję, naprawdę wiedzą co robią i jest to absolutnie najlepsze wyjście z punktu widzenia ich życia. I powinny mieć do tego prawo. Pomijam tutaj kwestię ciąży z gwałtu (także małżeńskiego lub „związkowego” – bo niestety to częsty proceder) albo ciąży zagrażającej zdrowiu kobiety, bo to wiadomo...
Denerwują mnie też nieziemsko teksty o „ochronie życia”. Co za pile of bullshit! Płód ludzki do trzeciego miesiąca to płód – nie dziecko! To zlepek komórek, czasami mniej a czasami bardziej wykształconych, ale w dalszym ciągu nie żywa „istota”. Rak to też zlepek komórek (uwaga: upraszczam mocno na potrzeby porównania!), które się mnożą przez podział w naszym organizmie. Mamy nie wycinać raka, bo jest „życiem”??? Crap!
A Kościół? Kościół uważa to oczywiście za morderstwo (ciekawam co myśli o pasteryzacji mleka, przecie to też zabijanie żywych istot – bakterii!). Tak samo jak uważa, że żona powinna poddać się woli męża i pełnić swoje obowiązki małżeńskie, nawet jeśli rodzina żyje na pensji 1000 zł miesięcznie, mają już 8 dzieci, a właśnie mężulek miał ochotę pochędożyć i zrobił nr 9.

3) Eutanazja. Jestem w 100% za, ale ostrożnie. Ostrożnie dlatego, że – jak większość chyba osób – boję się nadużycia przez nieuczciwych lekarzy lub członków rodziny. I nie mówię też tutaj o chamskim samobójstwie, które najbardziej rani osoby nam bliskie, nas kochające (Rodzinę głównie). Nie! Jestem za eutanazją u osób które pogodziły się ze swoim losem, które albo wiedzą że są terminally ill i cierpią potwornie, albo wegetują tylko na poziomie przepływu neurotransmiterów w mózgu i chcą skończyć tę uwłaczającą im egzystencję. I poinformowały o tym Rodzinę lub dały jakoś do zrozumienia, że tego naprawdę chcą.
Nie chcę słyszeć idiotycznych argumentów, że są postępy w nauce i medycynie, etc. Bzdura! Nie wierzcie bełkocikowi mediów lub innych źródeł o „nowym lekarstwie na raka”. Nawet jeśli nastąpi jakieś przełomowe odkrycie (a te są dokonywane w oderwanych od życia laboratoriach), to system regulacji i rejestracji jest taki, że potrzeba minimum 10 lat na badania kliniczne u ludzi, zanim jakiś nowy lek lub technika leczenia będą dozwolone. A ja, osobiście, nie miałabym sumienia skazać kogokolwiek na 10 lat bólu choroby lub cierpienia psychicznego.
W kwestii eutanazji stanowisko Kościoła jest jasne i nawet je rozumiem. Fakt, morderstwo. Ale morderstwo na sobie jest czymś innym niż zabicie innej osoby. Poza tym, Kościół uczy też miłosierdzia. A być miłosiernym oznacza zmniejszyć ludzkie cierpienie, być miłosiernym oznacza przynieść ulgę osobie konającej (dzień po dniu, długo).

No to napisałam. Długi ten post wyszedł strasznie, pewno 3/4 z Was w ogóle go nie doczyta do końca. Ale uważam, że warto czasami się rozpisać o kwestiach ważnych z punktu widzenia nie tylko kobiety ale też każdego człowieka.

9 komentarzy:

  1. Aga, warto mieć na półce z książkami "Magmę" Agnieszki Graff. AWZ

    OdpowiedzUsuń
  2. Siem chyba do Empiku wybiorę. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spodziewałam się, że może być jakaś gorętsza dyskusja. :(
    Ale albo ludzie (oprócz AWZ) przestali czytać, albo nie chce się im komentować, albo (w co nie uwierzę) mają takie samo zdanie jak ja, albo takie posty ogólnie filozoficzne czyli nie o Mnie-Zołzie-Smutaczkowej-Poetyckiej-Puszczalskiej nikogo nie interesują.
    Heeeh...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciii... zgadzamy się z opiniami, więc nie trzeba komentować, darling Aga. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. brakuje mi słówka o prawie do radości z bezsstresowego seksu (dla konserwatywnych - może być w związku) to się niby gdzieś tam zawiera w "prawie do decyzji", ale jednak...
    A słowa "suka" nie lubię i tępię bo to jest dla mnie żeński pies i kropka. (a prawda jest taka, że jak pies chce to zawsze znajdzie, i co kto komu da to nie ma znaczenia)x.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmmm, prawo do jakiegokolwiek seksu pozamałżeńskiego faktycznie pominęłam tutaj, ale wydawało mi się niejako dorozumiane. Pisząc, bardziej się koncentrowałam na gadce Kościoła o "morderstwie" niż na aspekcie joie de vivre.
    To o psie - prawda święta, że zawsze znajdzie, ale przecie u suki, a nie w rurze od odkurzacza. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniałam sobie scenę z Koszmaru Darwina. Rozmowa z księdzem w wiosce, w której codziennie na AIDS umiera kilka osób, a on mówi, że nie będzie ich zachęcał do używania kondomów, bo Kościół jest temu przeciwny...

    OdpowiedzUsuń
  8. No więc właśnie. Celibat można propagować, ale jednak należy iść z duchem czasu i pogodzić się że ludzie są tylko ludźmi i "grzech cielesny" popełniać będą.
    Z drugiej strony... hmmm... jeśli ksiądz odmawia dostępu do kondomów osobom narażonym na AIDS, to w sumie popełnia morderstwo - tak jak osoba, która nie uratuje kogoś przy ataku niedźwiedzia brunatnego, bo uważa że nie można zabijać zwierząt pod ochroną.

    OdpowiedzUsuń