Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

środa, 5 stycznia 2011

Words, words, words

To z Barda (Szekspira, dla nieświadomych). Ale nie, nie chcę tutaj pisać o verbal bullshit. Wręcz przeciwnie. Odświeżam temat „Dangerous Links”.
No nic na to nie poradzę, że słowa mnie „biorą”. W sensie: wymiana opinii, szybko, bystro, elokwentnie. Wet za wet? Nie, raczej you scratch my back and I’ll scratch yours. Mrrrrrr... ;)
W dalszym ciągu nie wierzę w żadne portale randkowe, chat rooms, etc. One są tylko zawoalowaną formą sutenerstwa. Rozmowy na nich ograniczają się albo do minimum („ile latek” „spotkajmy się w realu”) albo do głodnych gadek o pogodzie, ulubionych potrawach, ostatnio obejrzanych filmach i inszych zastępnikach tematu tkwiącego w głowie – jak mi wczoraj tłumaczył R. Komunikatory jak gg są pod tym względem lepsze – można właśnie „rozmawiać”, komentować, niedopowiadać, dopowiadać, aluzję zarzucić, niuansem się zabawić. Ale...
...Ale jest jeden warunek. Osoby „rozmawiające” muszą jednak prezentować w miarę ten sam poziom intelektualny. Tak samo zresztą w kontaktach face to face. Bez tego ni huhu! To był zresztą problem z CHW – człowiek nie czytał książek, oprócz tych,  które mu wmusiłam prawie (a i tak opornie lektura szła), nie rozumiał nawiązań do autorów, form literackich, nie łapał aluzji słownych i tematycznych. Tak w sumie nadawał się tylko do zabawy, klubowania, picia w pubie (i oczywiście powrotu do domu, haha) no i – w miarę, bo fantazji i giętkości mu brakowało – do jednej jeszcze rzeczy. Poza oczywiście noszeniem siatek, wkręcaniem żarówek i tym podobne. No ale przecież nie o to chodzi w życiu nie-kretyna, prawda?
Dlatego uważam, że oprócz zgrania w kwestii sexu w związku – jakimkolwiek, czy relationship, czy przyjaźń, czy koleżeństwo (no ok, w tych dwóch ostatnich pomińmy kwestię sexu) – najważniejsze jest bycie in sync jeśli chodzi o poziom intelektualny. A, tak jak już pisałam wcześniej: rozmowa, stymulująca wymiana opinii, gierki słowne, wręcz flirt, podniecają nieziemsko, bo działają na The Biggest Sex Organ – Brain.
Dlatego sprawia mi frajdę teraz jedna rzecz. Will say no more... :)

40 komentarzy:

  1. Zgadzam się całkowicie z Tobą, Darling. Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego od nocy spędzonej z taką dziewczyną (jak Ty) na stymulującej dyskusji, przerywanej seksem, piciem czerwonego wina przy świecach, znowu dyskusji, seksie... i tak do absolutnego wyczerpania fizycznego i psychicznego, po którym zwyczajnie zasypia się w ramionach drugiej osoby, nie myśląc o niczym innym tylko o Niej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. niezła z Ciebie hipokrytka jest, bo skoro ten koleś taki był nie za bardzo, bo książek nie, bo rozmowa nie, bo w łóżku nie do końca, to skąd taka rozpacz po nim, wygląda to na zwykłe oczernianie i odgrywanie się na nim, słabe to jest mocno, bo mogłaś się z nim sama rozstać skoro źle Ci było... ale piszesz fajnie

    OdpowiedzUsuń
  3. Drogi/a Anonimowy/a. Miłość ślepa jest. Kochałam, więc nie zauważałam pewnych rzeczy - albo zauważałam ale znosiłam w milczeniu. Bo kochałam. Co do odgryzania się i oczerniania: on tego bloga nie czyta (jako, że nie czyta nic) a ja nie podałam ani razu jego imienia ani nazwiska. Więc Twoje słowa to nadinterpretacja. Niemniej, dziękuję za komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  4. To skoro wtedy nie zauważałaś, to po co to teraz wywlekać. Normalne, że czujesz się zraniona, bo to on zerwał, ale pisanie, że on to, że tamto, że zły był i w ogóle to też jest bez sensu, bo wkońcu za coś lub mimo czegoś go kochałaś lub kochasz nadal. I tylko dlatego wydaje mi się to lekką hipokryzją

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, A. Na szczęście miłość już mnie odbiegła świńskim truchtem. Tak, kochałam, ale już nie. Teraz tylko tęsknię za obecnością - nie jego specyficznie, tylko zwyczajnie bliskiej kochającej osoby. A to co piszę o nim to jest zwyczajne venting. Drobne rzeczy od czasu Rzucenia (komentarze osób znajomych, obserwacje z życia codziennego) co pewien czas uwidaczniają mi jego "błędy i wypaczenia", wcześniej niezauważane lub ignorowane. Piszę o nich gdy akurat mi się skojarzą albo przypomną. Bo nie selekcjonuję wspomnień albo wynurzeń. Zresztą nie same złe rzeczy piszę - vide ostatni post.
    Nigdy się nie uważałam za hipokrytkę. Nie toleruję hipokryzji. Szkoda że mnie tak postrzegasz - choć w sumie mi to rybka, bo Cię nie znam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale piszesz fajnie i wydaje mi się, że bardziej oczyszczające są te wpisy kiedy jest mowa po prostu o Tobie i Twoich przemyśleniach, które są fajne i celne. I tak mi te wkrętki o tym nim zrywającym nie pasują, bo burzą całość ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Merci. :) Wiesz, to ja mam propozycję - czytaj tylko to, co Ci się podoba, a zaklejaj czarną taśmą izolacyjną na monitorku komputerka wszelkie wstawki o CHW. What say you?

    OdpowiedzUsuń
  8. mogę nie dać rady, bo te komentarze pojawiają się znienacka:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Z drugiej strony, pcha mi się na usta: "take me as I am" - a całym dobrobytem, ze wszystkim złym i dobrym. Bo taka jestem i taki jest mój blog.

    OdpowiedzUsuń
  10. ja też od jakiegoś czasu czytam tego bloga i tak się zastanawiałam tez nad tym co ten anonim nade mną napisał, bo miałam podobne odczucia, tylko trochę z innego powodu. bo tak jak piszesz były tego bloga nie czyta, a jeśli czyta go ktoś z jego znajomych, albo brat lub siostra (jeśli ma) to trochę słabo pisać o zdolnościach seksualnych...postaw się na jego miejscu, gdyby on tak robił.....ale to takie luźne przemyślenie, po prostu byłam kiedyś w odwrotnej sytuacji i mój były o mnie tak pisał, nie powiem żeby było to miłe, bo wszyscy to czytali, a ja nawet nie wiedziałam o jego blogu...

    OdpowiedzUsuń
  11. Droga Anonimowa! Rozumiem co masz na myśli. Tak szczerze mówiąc, to cieszę się bardzo z tych Waszych (Twoich i poprzednika) komentarzy, bo pokazują mi to co piszę z trochę innej perspektywy. Przyjmuję do wiadomości jak to dla Was, z zewnątrz, wygląda. Ale może tak:
    Primo: to jest moj blog i mam na nim prawo pisać co mi się podoba.
    Secundo: Nie czuję się w żadnym stopniu zobowiązana martwić się o odczucia CHW, skoro on nie marwtił się o moje Rzucając. Wet za wet, a głupie decyzje życiowe się mszczą - w tym momencie na nim.
    Tertio: o tym blogu nie powiedziałam ani jemu, ani siostrze, ani znajomym, którzy mogliby jemu donieść. Oczywiście wiem, że skoro istnieje w przestrzeni internetowej to teoretycznie mogą do niego dotrzeć, ale uważam prawdopodobieństwo tego za nikłe.
    Quatro: to co tu piszę na blogu o nim, to dla niego nie nowość, bo poruszyłam z nim osobiście takie tematy jak uczulenie na książki, braki w podstawowej wiedzy, oraz... no oraz wiadomo co jeszcze. Poruszyłam i nic. A po Rzuceniu, to raz wygarnęłam prosto w oczy co myślę. Więc on wie, usłyszał już, i nawet gdyby teraz jakimś cudem przeczytał, to żadnej niespodzianki mieć nie powinien.
    To chyba tyle gwoli wyjaśnienia. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Darling. Powiem tak: uwielbiam czytać Twojego bloga, ale jako facet mam momenty gdy krzyżuję nogi, bo czuję jakbym dostał od Ciebie kopa w klejnoty, gdy natrafiam na niektóre teksty o tym Twoim byłym CHW. Złośliwa potrafisz być. :) Z drugiej strony, uważam, że masz prawo pisać co chcesz o nim, bo nigdzie na tym blogu nie ma ani jego imienia i nazwiska, ani Twoich (oprócz tego, że per "Aga" się do Ciebie czytelnicy zwracają) - więc "od ciebie" do niego trafić też raczej nie można. Pisz co chcesz i jak chcesz, ale może sama sobie moderuj te kawałki o nim?
    Czekam na dalsze posty i mam nadzieję, że się nie zniechęcisz i nie zarzucisz pisania. Pozdrawiam ciepło. :)

    OdpowiedzUsuń
  13. masz rację, ale pamiętaj, że w rozmowei z nim, on mógł się bronić, dyskutować, a tutaj raczej nie może...to co tutaj piszesz "Nie czuję się w żadnym stopniu zobowiązana martwić się o odczucia CHW, skoro on nie marwtił się o moje Rzucając. Wet za wet, a głupie decyzje życiowe się mszczą - w tym momencie na nim." pewnie nie wiesz, czy martwił się o Twoje uczucia czy nie, poza tym pewnie nie bez powodu się rozstaliście i pewnie powiedział Ci czemu, ale tej wesrji żadne z nas nie przeczyta (wiem, że to Twój blog i to dlatego nikt z nas się nie dowie skąd to rozstanie)...poza tym skąd wiesz, że była to dla niego głupia decyzja...wracając to Twój blog, ale nie ma związku, w którym rozstanie nie jest winą obu stron... ale popieram kolegę z góry, masz prawo pisać co chcesz, ale cieszę się, że moje komentarze zostały tu umieszczone, bo do tej pory same lukrowane tylko czytałam

    OdpowiedzUsuń
  14. Ne ma obawy, Anonimie. Ja się tak łatwo nie zniechęcam. :) A do czytania w takim razie proponuję ochraniacz na jajka, jak sportowcy niektórzy mają. Albo paczkę groszku mrożonego do przyłożenia na potem, gdy jednak "kop" odczujesz, bo - jak napisał Pierwszy A. - one pojawiają się znienacka. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Ooo, przeskoczyło nam o jedno. Ale OK. Już odpowiadam Szanownej Anonimowej.
    1. Ja wszystkie komentarze zamieszczam, jak widać zresztą - oprócz tych, w których są wylgaryzmy lub słowa obraźliwe dla mnie, moich czytelników, lub jakiejkolwiek grupy społecznej.
    2. Na to że nie dbał o moje odczucia miałam dowody tak zwanie fizycznie namacalne. Stąd wiem. I dlatego żadnej lojalności nie odczuwam.
    3. Oczywiście, że do rozstania przyczyniły się dwie osoby. W końcu pisałam wielokrotnie, że wredna zołza jestem. ;P Ale, ale, jak dla mnie to był bullshit "kochana, na zawsze" i jeszcze 6 miesięcy wcześniej gdy był w potrzebie... nie, wiesz, to nie jest do opisywania tutaj (w sensie to są akurat rzeczy dotyczące jego i jego rodziny, a o tym nie zamierzam tutaj pisać, przepraszam, ale to mi właśnie podpada pod dyskrecję i uszanowanie prywatności). No więc, oczywiście, że to nie zabawa w Good Cop, Bad Cop. Ale nastąpiło coś na zasadzie: "matryca mi padła w komputerku - wyrzucę go, bo po co się bawić w naprawę, łatwiej kupić nowy".

    No ale, Kochani, koniec końców ja o tym CHW tak dużo nie piszę. Można to sobie odfiltrować i cieszyć się pozostałą twórczością blogową. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. wiem, wiem, blog jest o mnóstwie innych rzeczy, ale w takich momentach zawsze warto się zastanowić, co ON mógłby o Tobie napisać gdyby pisał bloga... i wiadomo, że on mógł być w potrzebie i mu pomogłaś, i ty mogłaś być w potrzebie i on Ci pomógł, ale takie rzeczy nie zawsze przeważają szalę na rzecz zostania razem.. ale obiecuję, że i tak będę czytać, z pomijaniem chyba tych opisó niektórych;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Cieszę się. :) Ale teraz presję mam, żeby deliver goods...
    Ale cieszę się bardzo, że mam coraz więcej czytelników i że pojawiają się także komentarze konstruktywnie krytyczne.
    Niniejszym dziękuję wszyskim.
    :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Agucha! Tak sobie cicho obserwowałem.
    Widzę, że masz nowego czytelnika i dwoje świeżo ujawnionych? I dyskusja szaleje! Ładnie. :)
    Wtrącę swoje trzy grosze. Wiem przez co przeszłaś. Uważam, że to co piszesz o nim nie jest jakoś przesadnie agresywne. Chociaż chyba już czas odpuścić, zapomnieć, zamknąć za sobą drzwi, klucz wrzucić do studni i nigdy więcej do tematu nie wracać.
    Ściskam i miłego wieczoru życzę. :)

    OdpowiedzUsuń
  19. Ostatnio spodobał się mi poniższy felieton Małgorzaty Domagalik i rzucam go w obieg.
    „Nie mam w zwyczaju, i z reguły nic dobrego z tego nie wynika, rozdrapywać dawnych niepowodzeń, robić prywatnej listy osób, które kiedyś mnie zawiodły. Staram się nie tracić czasu na wspominanie i wypominanie spraw z rodzaju: „ a jednak było”, mimo że „już minęło”. Za każdym razem więc, gdy nieoczekiwanie dopadają mnie opinie czy słowa wypowiedziane po to, żeby zabolały, natychmiast przypominam sobie powiedzenie jednego z moich przyjaciół: „Zostaw, wyrzuć, zapomnij – to problem tego, kto je wypowiedział, nie twój”. Takie podejście do życia nie jest łatwe, ale spróbować warto. Z jednym „ale” – do tego trzeba dorosnąć. Do pozbycia się małostkowości, oczyszczenia przestrzeni wokół siebie ze złych emocji, do wykreślenia z notesu numerów telefonów, pod którymi nie może czekać nas nic serdecznego, i wreszcie do mówienia tego, co naprawdę myślimy, nawet jeśli w odwecie to ten ktoś wymaże ze swojego kalendarza numer naszego telefonu. Mimo to warto się odważyć, bo to wielka szansa, że życie w końcu przyprowadzi pod nasz próg dobre uczucia, lojalnych przyjaciół, wiarę w ich i naszą bezinteresowność.(...)

    OdpowiedzUsuń
  20. Fajne. I mądre. Dziękuję za kontrubucję. :)
    Ale przyznam się, że w takim razie ja jestem na bardzo dobrej drodze - bo w październiku już chyba usunęłam z komórki, z listy kontaktów gg, z "friends" na Twarzowejksiążce i z innych wszelkich miejsc, gdzie jeszcze ślad po nim tkwił. I po większości nawet nie pamiętam że istnieje. Ale on ma tendencję do nagabywania od czasu do czasu na gg lub email. Albo ktoś (mój brat) przygada mi o nim, I wtedy wyłazi ze mnie ta małostkowość i żal. Ale leczę się skutecznie z niego.
    I macie oboje rację - czas mi zamknąć za sobą ten rozdział raz na zawsze. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. tak, tak, zamknąć, bo fajnie piszesz i lepiej się czyta mądrości niż o tym Nim:) i cieszę się, że trochę jako pierwszy anonim tu dzisiaj mogłam zacząć taką fajną dyskusję, bo wiadomo, że najbliżsi zawsze są po naszej stronie, a ktoś z boku potrafi spojrzec trzeźwym okiem. zatem liczę na fajne, życiowe przemyślenia i skuteczne leczenie się z tego Jego:)

    OdpowiedzUsuń
  22. No proszę, a te pierwsze posty o hipokryzji jakoś męskim anonimem mi pachniały. Hmm, jak to jednak można źle wyczuć przez internet... ;)

    OdpowiedzUsuń
  23. „Zostaw, wyrzuć, zapomnij – to problem tego, kto je wypowiedział, nie twój”. - to podrzuciła trzecia Anonim (ta od frajd ;))

    OdpowiedzUsuń
  24. Aaaa, no widzisz, czytanie bez zrozumienia zapodałam. :) Frajdy są super, zamierzam tam się przyczynić lekko komentarzykiem albo czymś. :)

    A co do mieszania się Anonimów i Anonimek. Słuchajcie - wystarczy postawić literkę imienia, (albo krzyżyk, haha) na końcu. Przecież jest tyle imion, tyle liter, że dla mnie i dla innych i tak pozostaniecie Anonimowi, a będzie rozróżnienie. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. jak można postawić krzyżyk to i strzałkę (fonetycznie po poznańsku "szczałkę";))a tak pozostaje jeszcze większa aura tajemniczości i niedopowiedzeń w słownych igraszkach ;))

    OdpowiedzUsuń
  26. A może być i szczałka. I kółko zamiast krzyżyka. I nawet małpa - choć to mogłoby być odebrane jako too much information o charakterze osoby. ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. zaintrygowało mnie - ..R. - musi być bardzo doświadczony. rutyna nie idzie w parze z otwarciem się na kogoś. kochamy swoją wolność i tyle.

    OdpowiedzUsuń
  28. Hah, nie nie podejrzewam Go o nawiedzanie takich "przybytków" internetowych. Nie, opowiadał mi po prostu o wynikach badania przeprowadzonego wśród osób wizytujących takie portale. :)
    A tam nie chodzi wcale ani o wolność ani o otworzenie się na kogoś, tylko o wyrwanie - czy na jedno spotkanie, czy na więcej. Więc albo się gada oględnie by stworzyć dobre wrażenie i zwabić interlokutora na schadzkę, albo prosto z mostu ustala się szczegóły transakcji.
    Proszę, jakich ciekawych odkryć można dokonać!

    OdpowiedzUsuń
  29. dzięki, uspokoiłaś mnie.x.

    OdpowiedzUsuń
  30. Aga! Ty tu jakąś psychoterapię widzę przeszłaś?
    I bardzo dobrze! :)
    Zgadzam się ze Skubą i Anonimową w 100%. Już najwyższy czas uwolnić się od tej kuli u nogi. A wtedy też spokoju nabierzesz i wszystko zacznie się układać jak sobie zaplanujesz.
    Całusy, Bella. :)

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak, seks i umysł idą w parze. To stąd sukces naszego gatunku - duże mózgi (urosły nam podobno bardzo szybko w przeciągu zaledwie ;) 100 mln lat; w każdym razie dla biologów ewolucyjnych to jest duże tempo). Bystry umysł kręci, niewątpliwie. Ale jest jeszcze druga strona medalu, o której nie wolno zapomnieć, zwłaszcza kobitkom. Są takie potworki wśród nas jak "inteligentne chamy", "inteligentni fundamentaliści" i "inteligentni mizoginii".

    OdpowiedzUsuń
  32. Szanowny/a A. Twoje przykłady to dla mnie raczej oksymorony. Podane rzeczowniki: cham (brak taktu, niegrzeczność), fundamentalista (sztywno trzymający się reguł, bez wyobraźni) oraz mizogin (heh, nie wiem czy to poprawne słowo po polsku - no w każdym razie nienawiść i silne uprzedzenie do kobiet) stoją w kompletnej sprzeczności z inteligencją. Bo ta wiąże się z otwartością umysłu, dostrzeganiem i akceptowaniem różnic między ludźmi oraz podstawowym wyczuciem sytuacji i poszanowaniem drugiego człowieka.
    Ale dziękuję za ostrzeżenie. :)

    OdpowiedzUsuń
  33. oj,:)ale frustracja. i po co? pozdrawiam, fajny blog. x

    OdpowiedzUsuń
  34. Merci x. Frustrację się rozładowuje uwywnętrzniając ją po to, by się nie kisiła w środku i nie spowodowała akcji "Go Postal". :) Za stara gropa jestem by zmenić sobie charakter. Jeśli ktoś chce miłego i słodkiego bloga z grzecznymi wpisami, to nie ode mnie (a przecie zbytnia "lukrowatość" komentarzy była chyba jednym z zarzutów wczoraj) - odsyłam na Frajdy, tam słodko i bez frustracji. :)

    Pozdrawiam również. :)

    OdpowiedzUsuń
  35. nie wiem co to są Frajdy, (ja tu tylko przelotem, tzn. nie pierwszy raz, ale w szczegóły nie wnikam) i ten R. mnie zaintrygował bo mi się to za proste wydało. a jak ktoś potrzebuje coś z siebie wyrzucić to też mi to nie przeszkadza, bo niby dlaczego, tylko to trochę łatwizna i na krótką metę - tak anonimowo w kosmos. ale nie moja sprawa.x

    OdpowiedzUsuń
  36. Wiesz x., mi to pomaga i nie uważam, że na krótką mętę, bo ja narazie działa - ot taki mocno skuteczny środek doraźny, bo przecież widać, że nie wszystkie wpisy takie kolczaste są - więc działa. :)
    I wcale nie w kosmos - przecież czytają to osoby, które znam i często komentują nie tutaj, pisząc, tylko w rozmowie ze mną tego samego albo następnego dnia. Owszem, masz rację, na tym blogu piszę niejako anonimowo pod ksywą Darling. Ale (jak już napiaslam wczoraj) to po to by uszanować prywatność nie tylko swoją ale i osób o których czasami piszę, choć nie nazywam ich z imienia.
    A co do R., to nie wiem co tak mogło zaintrygować, skoro to jest pierwszy wpis, w którym o nim napomknęłam, ten tutaj (poprzedni R. - z tego co pamiętam pisałam o trzech osobnikach o imieniu zaczynającym się na R.) to inne osoby. No może to być trochę mylące, ale cóż, pech chciał, że akurat ta sama literka. :)

    OdpowiedzUsuń
  37. :)no dobrze - nieporozumienie najwyraźniej bo o frustracjach to nie było do Ciebie, tylko w stronę (przepraszam)- jednego z "anonimów",a przepraszam, bo to jednak Twoi rozmówcy, ale mi się wyrwało. trudno.(ja nawet mogę zrozumieć skąd to się bierze, ale nie tędy droga na rozładowanie). o literkach sobie odpuszczę. a co do Twojego pisania to też początkowo miałam odruch, żeby pocieszyć i potrząsnąć ale jak się pojawił Pan Bazyl (nieodżałowany już z tego co pamiętam:) itd., to jakoś było widać, że o własnych siłach wyjdziesz.x.

    OdpowiedzUsuń
  38. Anonimowi (lub 2 różnym Anonimom, bo nie wiem) "dziękuję" za przesłane komentarze, które nad wyraz wzbogaciły mój zasób słownictwa - niestety mogłabym je wykorzystać jedynie w rynsztoku, a tam w odwiedziny do Anonima/mów nie zamierzam się staczać.

    Proszę więcej na ten blog nie zaglądać i pseudo-komentarzy nie wysyłać!!!

    OdpowiedzUsuń
  39. Aaaa, no widzisz x. Pomyłki się zdarzają, szczególnie przy większej ilości komentarzy jeden po drugim wklejonych.

    Nie marwt się przepraszaniem - jestem pewna, że odbiorca zrozumie i bynajmniej niechęci nie będzie żywił(a). A jeszcze uściślę - tak, tutaj dużo czytelników to moi znajomi - ale są też osoby nieznajome, nowoprzybyłe, że się tak wyrażę. Ja nie rozpoznaję, jeśli nie ma podpisu (nawet pierwszej literki imienia). Potem ewentualnie dana osoba mi powie, że się "dopisała", ale nie wszystkie komentarze są zadeklarowane i stąd wnioskuję o rozmnożeniu czytelników - prawie przez pączkowanie! haha :)

    Pan Basil, may he rest in peace, ma już następcę. Plus jest Ryś o anatomicznym kształcie, plus inne cwiety.
    No i jest Gryzek!:
    http://dl.dropbox.com/u/17713025/Gryzek/Gryzek.MOV

    Dziękuję za troskę. I miłego dalszego czytania (i komentowania). Ściskam mocno! :)

    OdpowiedzUsuń
  40. :)wzajemnie. x.

    OdpowiedzUsuń