Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

czwartek, 6 stycznia 2011

No Rest for the Wicked

Myślałby kto, że Święto Państwowe, a więc dzień cudownie wolny od pracy, daje szansę na odespanie, naładowanie baterii poprzez nicnieróbstwo. A w ogóle zaczyna się otworzeniem oczęt tak koło południa. Nic bardziej mylnego. A dokładnie: mylnego w moim wykonaniu.
Osoby znajome wiedzą o moim maratonie Świąteczno-Noworocznym, gdy począwszy od Bożego Narodzenia, z małą przerwą na uczczenie Jubileuszu Dziadków, pracowałam jak biedna mróweczka aż do 2. stycznia (znowu – z przerwą na Sylwka, oraz jeden wieczór spędzony z A. w kinie). Zlecenie. Wiem, że być może sobie pograbię w oczach Czytelników, bo wyznaję zasadę: „pieniądze szczęścia nie dają – ale je kupują”. No tak, bo dla mnie szczęście to nowa para kolczyków, nowe koraliki, nowe książki. A za darmo tego przecie nie dostanę (nie mówimy o prezentach, tylko wizycie w sklepie). Dzisiaj to samo. Wczoraj po pracy – odpisywanie na emails, które powinnam zrobić tydzień temu, etc. Wieczorem imprezka. Wróciłam do domu i wbiłam się na Zaprzyjaźnionego Bloga. Poczytałam i pokomentowałam do 2. w nocy. Spać mi się nie chciało (chroniczna insomnia), więc nadrobiłam kolejną zaległość filmową: I Love You Phillip Morris. (polecam!) Zległam do łóżka, ale obudziłam się jakoś o 7 rano. Zrobiłam pranie, pozmywałam gary i... znowu na bloga, bo nieprzeparcie kuszący. Teraz, zaraz, zabieram się za prywatne zlecenie, które podłapałam. A wieczorem znowu chyba wyjście (jeszcze muszę sprawdzić i szczegóły ustalić). W razie gdyby ktoś nie wiedział – tak wyglądają standardowo moje dni: Świątek, Piątek i Niedziela.
A piszę to dlatego, że dzisiaj Trzech Króli, po angielsku Epiphany. A słowo „epiphany” oznacza w mowie normalnej (niekatolickiej) „objawienie”. No i ja miałam takowe. Faktycznie, jestem bardzo Wicked, skoro nie ma dla mnie Rest. No i stwierdzam, że późna starość i stetryczałość oraz egzystowanie na emeryturze ZUSowskiej mi nie grożą. Padnę pewno dużo wcześniej na zawał albo udar – albo TIR mnie przejedzie, gdy przysypiając z wyczerpania będę przechodzić przez ulicę. Najgorsze jest to, że moja natura nałogowca nie pozwala mi przestać, zmienić tego co robię. Jeszcze gdy byłam z CHW, on przynajmniej trzymał mnie w ryzach i nie pozwalał na zarzucanie się robotą, na niespanie (zresztą... sex wyczerpuje i działa lepiej niż polecany kubek gorącego mleka), na brak wolnego czasu. Teraz jestem Single i: „Hulaj Dusza, Diabła Nie Ma”. Ehhhh. Kolejny argument, by sobie upolować (po Strzelecku) chłopa – tylko kiedy??? Czasu mi brak!

3 komentarze:

  1. Kochana, przez ciebie ;)otwieram tweety, na które bym się wcześniej nie obejrzała.
    http://revengesecrets.tumblr.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczne! :) I powiem tak: the bastards deserve the worst! A może ja też jakąś akcję zapodam - np. założę Partię Kobiet Zmądrzałych (w skrócie: PoKaZ)?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, Aga, wiem, bo widzę jak się zarzynasz. MUSISZ przystopować. Dziewczyno, pozwól sobie samej na odpoczynek, na chwilę zwyczajnej przyjemności życia. Jesteś taka wspaniała, a czasami taka... silly. ;) Still, I love you. :)

    OdpowiedzUsuń