Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 26 kwietnia 2011

An Inconvenient Truth



Those who deny freedom to others deserve it not for themselves. (Abraham Lincoln)

Proponuję przeczytać tego posta słuchając piosenki I am Australian”, jakże ulubionej przez Australijczyków, dumnych ze swojego wielokulturowego pochodzenia:
We are one, but we are many
And from all the lands on earth we come

We share a dream and sing with one voice:
I am, you are, we are Australian
 
Australia – kraj piękny, gdzie ludzie żyją w wolności, równości i braterstwie. Ale... nie wszyscy. Wyobraźcie sobie obozy koncentracyjne (tak, bo koncentrują na małej przestrzeni jednostki które „należy zatrzymać i odizolować”), z barakami mieszkalnymi, otoczone ogrodzeniem z drutem kolczastym na górze, z budkami strażniczymi... wszystko to w XXI wieku, w „kraju wysoko rozwiniętym”. To jest rzeczywistość dla wielu ludzi w Australii.
Tak, jesteśmy krajem wielokulturowym i tolerancyjnym dla innych nacji, religii, zapatrywań politycznych czy orientacji sexualnej. Tylko że tolerancja nie rozciąga się na illegals. A raczej rozciąga się, ale nie ta rządowa.
Tym czym dla Meksykanów lub Polaków są Stany Zjednoczone, tym dla Azjatów czy obywateli krajów Oceanii jest Australia. Mekką. Shangri-La. Krajem mlekiem i miodem – a przede wszystkim wolnością – płynącym. Wybierają się oni w małych łódkach do brzegów Krainy Oz, marząc o pozostaniu tutaj, życiu godnym, bez indoktrynacji politycznej, bez groźby sankcji dla nich i rodziny za życie po swojemu i mówienie co się myśli. Ale cóż...
Wody terytorialne są mocno monitorowane i niełatwo jest przybić do któregokolwiek brzegu niezauważenie.


Dygresja: Historia, która wstrząsnęła większością ludzi w Australii. Ja, jak większość z nas, nie mogłam uwierzyć własnym oczom i uszom (radio podczas protests). W sierpniu 2001, 20-metrowa łódź rybacka z 438 uchodźcami Afgańskimi (w tym 26 kobiet i 43 dzieci) utknęła na wodach międzynarodowych, raptem 140 km of Christmas Island (terytorium Australii). Wysłano sygnał o pomoc. Prawo międzynarodowe mówi, że rozbitkowie zabierani są na najbliższy ląd. Australia odebrała sygnał, ale... zaczęła się targować z Indonezją kto ma wypłynąć i pomóc tym ludziom, bo nie chciała wysłać swoich statków, a więc i przyjąć do siebie tych uchodźców! To trwało 2 dni. W końcu australijskie organa puściły sygnał dalej i kapitan norweskiego statku Tampa, płynącego z Australii do Singapore odpowiedział że zmienia kurs by pomóc. Doniósł później, że łódź była w opłakanym stanie i zaczynała się rozpadać. Ludzie porobili znaki S.O.S. na czymkolwiek mogli, bo widzieli przelatujące samoloty (australijskie) i desperacko błagali o pomoc. Kapitan, Arne Rinnan, zabrał ich na swój statek i poprosił o pozwolenie na przybicie do brzegów Australii, by móc ich przekazać dalej. Wielu z nich potrzebowało opieki medycznej, byli wycieńczeni. Australia odmówiła. Po kolejnych trzech dniach, Rinnan postanowił przestać bawić się w głupie klocki, ogłosił state of emergency i wpłynął na wody australijskie bez pozwolenia. Specjalna jednostka wojskowa Australii została wysłana by wejść na pokład. Rozkazali Rinnanowi wrócić na wody międzynarodowe. Odmówił. Został oskarżony o nielegalny przewóz ludzi. 
W międzyczasie rząd australijski zaczął pertraktować z Norwegią i Indonezją, by przyjęły uchodźców. LOL. W końcu, 3 września zostali oni zabrani na australijski statek Manoora i rozesłani do detainee camps – część na wyspę Nauru, a część do Nowej Zelandii. Porażka ogólnie i wstyd. Protesty na ulicach nas, obywateli.


Kapitan Arne Rinnan otrzymał najwyższe odznaczenie od rządu Norwegii za swoją postawę. A ludzie z Tampy... skończyli tak:


Ad rem: ci, którym się jednak udaje dotrzeć na ląd australijski, są szybko wyłapywani dzięki pewnym „życzliwym” obywatelom. I są zamykani w obozach dla zatrzymańców. Żyją tam czasami latami, bo by móc wyjść musieliby otrzymać status rezydenta lub uchodźcy – a to nie takie proste. I to jest najgorsze: ci ludzie tam naprawdę żyją. Praktycznie w więzieniu. Żyją, mają rodziny, rodzą dzieci – a te dzieci tam dorastają, w zamknięciu, nigdy nie zaznawszy wolności. Koszmar. Ich jedyną przewiną było nielegalne dotarcie do innego kraju. Obozy są oczywiście często oprotestowywane (by yours truly including). Petycje są pisane. Ale nawet najbardziej logiczna argumentacja: np. że przetrzymywanie w zamknięciu ludzi, którzy uciekali od groźby więzienia w swoim kraju jest nieludzkie, że lepiej już ich wsadzić na statek z powrotem, są jak głos wołającego na puszczy. Australia twierdzi, że koszty wysłania byłyby za wysokie (a przecież utrzymanie tych obozów latami kosztuje mnóstwo kasy!) i że „ze względów humanitarnych” nie może wysłać ludzi do krajów gdzie czekają ich ciężkie kary. Heh... no comment.


Niepojęta dla mnie jest ta postawa rządu. Zresztą nie tylko dla mnie. Amnesty International i ONZ wypowiadały się na ten temat, domagając się od Australii by skończyła ten proceder, który łamie prawa człowieka. Bez skutku.
A jedyną formą protestu jaki ci ludzie mogą zastosować jest hunger strike... zszywając sobie usta...


P.S. Ciekawy fakt: Woomera, gdzie znajduje się jeden z obozów jest miejscem byłych testów nuklearnych. I kid you not! Przejeżdżając przez region, normalnie autostradą, widzi się ogrodzenie i znaki zakazujące postoju lub wchodzenia na ziemię/pobocze i ostrzegające przed radiacją. Osobiście widziałam – Tata mi powiedział o co chodzi.  Interesujące rozwiązanie: nie wykończymy tych illegalów sami, pozwolimy promieniowaniu to zrobić...


   

10 komentarzy:

  1. Chyba strasznie zjeżdżam mój kraj, który kocham, ale trudno...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę w to uwierzyć - oni naprawdę żyją w obozach? Ale przecież chyba nie do śmierci - ktoś musi wychodzić, bo inaczej to by było niemożliwe.
    Nie rozumiem jak to w ogóle może istnieć...

    OdpowiedzUsuń
  3. Darling: To jest faktycznie okropne, o czym napisałaś. Słyszałam, że Australia ma bardzo surową politykę emigracyjną, ale myślałam że to dotyczy problemów z dostaniem wizy i wjechaniem do kraju. Myślałam że takie obozy, jeśli istnieją, są przejściowe i pobyt w nich jest krótki. To chyba Europa jest jednak bardziej cywilizowana.
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest kwadratura koła: nie można tych ludzi puścić wolno, bo Australia zostałaby zalana przez nielegalnych emigrantów, zabierających miejsca pracy lub żyjących z opieki społecznej – a z drugiej strony, jeśli ci ludzie uciekali z kraju, w którym toczy się wojna, albo w którym są prześladowani, to nie można też ich tam odesłać. Zgadzam się, że takie obozy są hańbą, dziwię się że mogą istnieć w dzisiejszych czasach, ale... jakie inne rozwiązanie zaproponować?
    R.

    OdpowiedzUsuń
  5. Twarda polityka migracyjna rządu – dzięki niej Australia nie jest zalana przez nielegalnych jak USA. Wizja życia w obozie odstraszy każdego. Choć na pewno nie osoby zdesperowane, dla których wszystko jest lepsze niż śmierć lub więzienie.
    Faktycznie, to koszmar. Mam skojarzenia na Orwella: „wszystkie zwierzęta są równe, ale niektóre są równiejsze”. A ciągnąc dalej myśl: te równiejsze żyją normalnie, po ludzku, podczas gdy te mniej równe egzystują za drutem kolczastym.

    R.: Masz rację - kwadratura koła. Choć jedynym wyjściem, które powinna podsunąć moralność i podstawowe zasady etyki, byłoby pozwolenie tym ludziom osiedlić się w Australii - to przecież olbrzymi kraj.

    OdpowiedzUsuń
  6. Po kolei:
    Nie no, oczywiście, że ci ludzie nie żyją tam do śmierci (no chyba że zostali zamknięci mając 80 lat). Co pewien czas, po odpowiednio długim i wnikliwym rozpatrzeniu wniosków, jakieś osoby otrzymują status uchodźcy i są wypuszczane – agencje pomocy społecznej zazwyczaj organizują im mieszkanie komunalne i pomagają szukać pracy lub otrzymać zasiłek dla bezrobotnych. A część, niestety, pozostaje w zamknięciu i potem, niejako hurtowo, jest jednak odsyłana z powrotem. Co stoi zupełnie z cytowaną argumentacją ekonomiczną i humanitarną rządu.

    Australia może i jest dużym krajem i spokojnie pomieści nawet milion imigrantów, ale nie o to chodzi. Przecież 8/10 tego lądu to okrutna pustynia. Tam żyją tylko najodważniejsi (Aussie battlers) no i Aborygeni. A poza tym, faktycznie, Australia ma świetną ekonomię, co roku nadwyżki w budżecie państwa, dzięki temu, że ma określoną liczbę mieszkańców i że większość z nich normalnie pracuje, a nie żyje z zasiłku. Bardzo mi się podoba, że udało jej się uniknąć losu Hameryki z jej nielegalnymi “Meksykańcami” albo “Polaczkami”. Ale nie podoba mi się jakim to jest osiągnięte kosztem. I uważam że należy znaleźć lepsze rozwiązanie – bardziej ludzkie, bo to co teraz jest to absolutny wstyd.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Co stoi zupełnie w sprzeczności z cytowaną argumentacją ekonomiczną i humanitarną rządu." miało być. :) Siem spieszyłam, a kompueterek mi jakoś zjadł literki. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No właśnie według mnie nie ma złotego środka - zawsze ktoś będzie poszkodowany, w mniejszym lub większym stopniu. Albo ci uchodźcy - będąc odesłani od razu z powrotem, do (być może) potworności od których uciekli, lub żyjąc w obozach; albo obywatele kraju - pracujący ciężko na jego i swój dobrobyt, przez napływ fala taniej siły roboczej odbierającej im miejsca pracy lub bezrobotnych obciążających budżet państwa.
    R.

    OdpowiedzUsuń
  9. Swoją drogą, Darling: napisz więcej o tym/tej Woomera i testach broni nuklearnej. :)
    R.

    OdpowiedzUsuń
  10. Muszę przyznać, że jestem zszokowany. Niezależnie od niby-racjonalnych wytłumaczeń, taki proceder jest haniebny w kraju, który jest podobno tak bardzo cywilizowany.

    Darling: popieram R. - napisz więcej o Woomera i testach.
    M.

    OdpowiedzUsuń