Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

środa, 6 kwietnia 2011

Current Affairs

Każdy musi się poczuć ważny w życiu. Najdotkliwiej takiej potrzeby doświadczają osoby zakompleksione lub mocno niedoceniane – czy to w kontaktach osobistych czy profesjonalnych (nie dziwię się: gdybym ja harowała całymi dniami i zarabiała jakieś 2-3 tysie, to też bym głęboką frustrację czuła).
Inną kwestią jest potrzeba celebracji misterium, przez oczywiście „kapłanów” (choć może trzeba ich nazwać „Mistrzami”?) – tutaj język hermetyczny jest niezbędny, aby profani nie mogli wtargnąć w nasze, jakże wzniosłe i wyniosłe, kręgi.

Ja oczywiście też chcę się poczuć ważna. I dlatego tak dużo gadam, i tylko po to przecież tego bloga sobie piszę – i mogę się na nim wymądrzać, jak to właśnie robię, i czuć wielka, choć w główce mózgojad z głodu mi już umarł lata temu i teraz występuje w postaci szkieleciku skulonego gdzieś w zakamarkach układu limbicznego. Yeah...
Dygresja: powiedzenie „ptasi móżdżek” jest o tyle bez sensu na określenie osoby cerebrally challanged, że u ptaków móżdżek jest akurat wyjątkowo dobrze rozwinięty w stosunku do innych struktur.
No proszę, kolejny dowód na mędrkowanie wykształciuchy, która lepiej by zrobiła idąc na kurs gotowania a nie na studia.

Anyways, ja nie o tym, tylko o języku chciałam.

Żargon medyczny jest tutaj wyjątkowo zabawny w swoim braku konsekwencji. Pod względem wymowy. Łacina wg mnie była idealnym rozwiązaniem na nazwy taxonów i podstawowych struktur organizmów, gdyż teoretycznie pozwalała na „dogadanie się” naukowcom z różnych części świata, mówiących różnymi językami. Tak, tak, wiem, że teraz angielski jest już niby językiem międzynarodowym, ale mimo to...
Jakiż to cudowny szok przeżyłam na MU słuchając wykładów i gadając z moimi wykładowcami/promotorem, gdy mówili o czymś „Iszajrichia kolaj” (czyli zwyczajna Escherichia coli) albo „Sjudaumonas iruginausa” (Pseudomonas aeruginosa). I weź im człowieku spróbuj wytłumaczyć jak komu dobremu, że wymowa łaciny jest inna i że English rendition mija się z celem...

Ale ostatnio moimi „ulubionymi” słowami stały się focus (ognisko) oraz locus (miejsce).
Niestety, to trochę makabryczne zboczenie lingwistyczno-medyczne, ale cóż, mają ładne formy liczby mnogiej: foci oraz loci. Trzeba się uczyć takich słówek, szczególnie jeśli są ważne w przypadku pewnego bogatego życia wewnętrznego... 
I szczególnie jeśli mamy do czynienia z panami medykami, którzy chcą zachować hermetyczność jak przy przesyłce rzodkiewek na Księżyc...

And now for something completely different...
   

2 komentarze:

  1. Uprasza się o niekomentowanie osobiste.
    Thank you, gracias, spasiba, merci, danke, dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Aga: Twój mózgojad chyba już się rozmnożył przez pączkowanie. Podobnie jak sercojad, który tyje do rozmiarów matki Gilberta Grapea. :)
    I dziękuję za lekcję F-word! :)
    R.

    OdpowiedzUsuń