Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

sobota, 6 listopada 2010

„On jest temu winien...

... On jest temu winien, pocałować Ją powinien”. No to jadę na Ślub i Weselisko Koleżanki.
Lubię takie zabawy! :) Ostatnia... ostatnia na której byłam, była... bardzo interesująca... Nie wiem co w tym jest, ale Wesela stwarzają zupełnie odmienną atmosferę niż inne zorganizowane imprezy – urodziny, imieniny, parapetówki. Na przykład, ludzie mają tendencję do „spiknięcia się” z Kimś. Czy tu chodzi o „jedzenie oczami”? – widzimy Parę Młodą i sami chcemy Mieć Kogoś, chociaż na Jedną Noc? Czy może jest jakaś Magia w Ceremonii Małżeństwa, tworząca Fluidy, które działają na Zaproszonych Gości? Nie mam pojęcia. Ale pomijając powyższe, wiem tylko, że na Weselu każdy Obecny – niezależnie od wieku, bo przekrój jest od 6 do 106 – bawi się przednio. I to nie sam, ale z Innymi, lub Jednym Innym/Jedną Inną. Wydaje mi się, że sympatia dla Młodej Pary wytwarza jakąś więź między ludźmi, tworząc z nas Jedną Wielką Rodzinę, w której nikt nie ocenia ani nie krytykuje zachowania innych, a jedynie patrzy łaskawym wzrokiem na wszelkie ekscesy. No dobrze, alkohol leje się strumieniami, i nie żadne winko tylko Prawdziwa Polska Wódka, więc może to dodaje Pikanterii i uwalnia Wszelkie Wodze Fantazji i nie tylko w Zabawie? Ale nie, przeżyłam przecież imprezy (domowe i w lokalu), gdzie przy naszych damskich drinkach nagle Panowie zaczynali stawiać shoty wódeczki. I zabawa była odlotowa (zaraz, czy ja już pisałam o mojej Parapetówie, gdzie na łebka wyszło 1,5 l Czystej – a to oprócz piwa, wina, ginu i Campari... no comment) ale mimo to inna niż na Weselu. Więc chyba to jednak widok Szczęśliwej Pary Związanej na Całe Życie tak nas pobudza do radosnego balowania. Reagujemy bezwiednie, zupełnie altruistycznie, na Powodzenie Innych – hmm, czyli wychodzą z nas najlepsze cechy charakteru! :) Ot taki pomysł: może warto zastosować Terapię Weselami w szpitalach psychiatrycznych na oddziałach depresyjnych albo na przykład w więzieniach – jestem pewna że uleczalność i reformowalność, odpowiednio, wzrosłyby o 300%!
Anyways, jadę na ten Ślub i Weselisko... Z Kolegą przez duże K (tak zresztą, jak poprzednio – chyba tworzymy nową świecką tradycję). Planuję – nie, to jest złe słowo, bo niczego teraz nie planuję – jestem pewna, że będę się dobrze bawić. Wiem, że znowu będę się głupio uśmiechać patrząc na Pannę Młodą, bo zwyczajnie cieszę się szczęściem G. Bukietu nie zamierzam na siłę łapać, ale – tu drobna zmiana podejścia – nie postanawiam sobie z góry że go celnym kopem odbiję od siebie, gdyby jednak poleciał w moją stronę... :) Choć mam nadzieję, że nie poleci... Albo że tak... Sama nie wiem...
No więc dobrze – Ło Matko, znowu zaczynam ten akapit – jadę na Ślub i Wesele. Zabawa będzie przednia, w najlepszym towarzystwie! :) Ale... na wszelkij słuciaj trzymajcie za mnie kciuki, żebym „don’t do what I wouldn’t do”... (choć wiem, że kategoria „czego sam/a bym nie zrobił/a” jest zupełnie różna dla mnie i dla Moich Szacownych Koleżanek i Kolegów – oj tam, oj tam, bo ja po prostu Kobieta Wyzwolona jestem...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz