Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 9 listopada 2010

Dangerous Links

Czuję się niewyżyta. Oczywiście takie stwierdzenie nie dziwi nikogo, kto mnie zna dłużej niż 15 minut, ale nie, nie chodzi mi tutaj o akrobacje gimnastyczne rodem z Kamasutry – to znaczy nie tym razem, tutaj, w tym poście, bo tak ogólnie to wiadomo... never enough... Czuję się niewyżyta intelektualnie. Potrzebuję czegoś, co sprawi że moje szare komóreczki osiągną wyższy stopień istnienia (a tak właściwie, to ja się sprzeciwiam! ja nie chcę szarych, ja wolę kolor różowy, intensywną fuksję lub delikatne lody truskawkowe!) Chciałabym więcej czytać, więcej słuchać, więcej widzieć. Łaknę jak kania dżdżu Zażartych Dyskusji i pisania Listów – tak jak kiedyś ludzie uprawiali sztukę epistolarną, tak jak ja jeszcze niedawno popełniałam przez dwa lata dzieła, które mogłyby zapełnić kilkadziesiąt tomów Niebezpiecznych Związków – adresowane oczywiście do Niezasługującego Na To Rzucającego! Marzy mi się gorąca Wymiana Zdań w cztery oczy, rozpalająca serca bardziej niż jakiekolwiek deklaracje miłosne. Marzą mi się Cięte Riposty, Niedomówienia, których nie trzeba wyjaśniać, Rozumienie Się w Lot, niejako bez słów, pomimo stania po przeciwnych stronach barykady. Marzą mi się Słowne Potyczki prowadzone przez cały wieczór, podniecające Umysł i zarazem Ciało, dodające koloru policzkom, krótkiego oddechu ustom, dreszczy skórze… przyjemnie męczące i satysfakcjonujące…
Nie oszukujmy się, Umysł człowieka jest czymś szalenie Podniecającym. Oczywiście wiem, że wielu osobników płci męskiej – np. Ten Rzucający Miś o Bardzo Małym Rozumku – uważa za swoje główne walory takie części ciała jak bicepsy, kaloryfer na brzuchu, płaski tyłek i odpowiedniej wielkości fiutka (hahaha, a jeśli nie tylko Rozumek jest Mały u Misia, to co?...), ale błądzą ci oni strasznie i na manowce są zwiedzeni głupotą własną. Prawda jest prosta i zawiera się w jednym zdaniu: „Your Brain is your Biggest Sex Organ”. To Mózg może tworzyć obrazy i artykułować je tak, by podziałały na wszystkie zmysły. To Mózg porusza naszymi wargami lub palcami na klawiaturze i pozwala ubrać wszystko co powstało w jego Korze w Słowa. To prawda – Słowa Odpowiednio Dobrane mogą podziałać tak samo podniecająco jak muśnięcie Opuszkami Palców po Nagim Ramieniu... jak delikatne przeciągnięcie Czubkiem Języka w Zagłębieniu Szyi... Dzięki temu właśnie możliwy jest sex na gg lub prosperuje instytucja sexu na telefon.
A czy można Pokochać kogoś poprzez Słowa? Autor „Samotności w sieci” stara się nas przekonać, że tak (Nick Hornby też to pokazuje na pierwszych 147 stronach „Juliet, Naked” – tyle przeczytałam do tej pory, ale przede mną jeszcze następne 99...). I rzesze Samotnych ma taką nadzieję lub wierzy w to, o czym dobitnie świadczy popularność książki oraz liczba osób przewijających się przez chat rooms lub spędzających godziny na komunikatorach. Ale z drugiej strony, bogactwo słowne tych osób ogranicza się zazwyczaj do „ile latek” i „spotkajmy się w realu”, a to może jedynie uwieść niewiasty, których zasób wokabularny sprowadza się do „100 zł za numerek, płatne z góry” oraz znudzonego „ohhhh” i „ahhh” później. OK, ja sama nie lubię górnolotnego słowotoku, który czasami serwują nam spece od reklamy i marketingu – lub „spece” od uwodzenia (yeah, in your dreams, buddy!) – ale jednak trzeba umieć z siebie coś wydać oprócz „oh tak, tak dobrze, maleńka...” Brrrr. Tutaj, jak zresztą w każdej innej dziedzinie życia, chodzi o coś co nazwę sztuką uprawiania zawodu – trzeba mieć idealne wyczucie i wiedzieć co zrobić/powiedzieć, w jakiej formie tego dokonać i kiedy się zatrzymać, kiedy skończyć.
Dlatego tak, powiem Wam, że można Pokochać kogoś przez Słowa. Ja tego doświadczyłam wielokrotnie – po prostu zakochałam się bezgranicznie w pisarzach. Pierwszy był Kurt Vonnegut – jeszcze w szkole podstawowej przeczytałam „Śniadanie Mistrzów” i „Pianolę” (podebrałam od Ojca z biblioteczki) i zapadłam ciężko. Wypożyczyłam z biblioteki Jego wszystkie dostępne książki i wsiąkłam na amen. Zapragnęłam całym swoim jestestwem zostać Jego Żoną. Zwyczajnie dlatego, że Zaimponowało mi do granicy Pragnienia/Pożądania Mistrzostwo jego Prozy. Potem, do chwili obecnej, doszli do mojej listy Wyśnionych Mężów: Stanisław Lem, Isaac Asimov, Max Frisch, Umberto Eco, Gabriel Garcia Marquez, John Irving, Paulo Coelho, Michel Houellebecq, Irvine Welsch – a ostatnio Ron Currie. Nieważne wiek, miejsce zamieszkania i stan cywilny: łaknęłam/łaknę Każdą Komórką Mojego Ciała żyć z takim człowiekiem. Tylko zamknę oczy i wyobrażam sobie jakie rozmowy, jakie dyskusje mogłabym z Nimi prowadzić... nigdy już nie byłabym niewyżyta intelektualnie... a do tego pomyślcie tylko jaką fantazją muszą się takie osoby wykazywać w domenie uciech cielesnych... ! ;)
Post Scriptum: przy którymś następnym poście napiszę o Magii Tańca i jak on działa na wszystkie części...

7 komentarzy:

  1. Dziewczyno, gdybym tylko poznał Cię wcześniej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm, proponuję nam na chwilę zatrzymać się przy kwestii LEMA na Twojej liście Wyśnionych M... Co Ty na to, Bella?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to ma być propozycja matrymonialna? - bo ja i tak pozostanę wierna jednemu, jedynemu Stanisławowi. Nie każdy Lem, kto potrafi unieść w przestworza... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny tekst! Tak samo zresztą jak pozostałe. Sama posiadasz ten talent, o którym piszesz, że mają inni. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. wiesz, mogę sobie wyobrazić co potrafiłabyś napisać przez dwa lata takiej korespondencji – i chciałbym i żałuję że to nie do mnie listy jak te były adresowane :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Się czerwienię - jak pensjonariuszka, kto by pomyślał! :)

    OdpowiedzUsuń