Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

piątek, 19 sierpnia 2011

Seriously, people!


Lubię ludzi, ale nie obok mnie. No OK, jest wyjątek – kluby. A tak poza tym to najchętniej bym wprowadziła godzinę policyjną pomiędzy 1. a 24. dla wszystkich którzy nie zrobią 100 m w 10 sekund.
Dygresja: Właśnie pomyślałam, że Polacy (znający przecież z doświadczenia lub lekcji historii ten PRLowski wymysł) nie powinni popełniać idiotycznego błędu od którego szlag mnie trafia za każdym razem: mam ochotę złapać tłuczek od mięsa i wbić do durnych pał właścicieli knajp, że nie ma „happy hours” tylko „happy hour” – l. poj. nie l. mn.! Nawet jeśli ją macie między 17. a 22.! Tak samo jak nie było „godzin policyjnych” między 22. a 6., tylko „godzina policyjna”! Get it?!
Anyways, do szału też doporowadzają mnie ludzie pętający się pod nogami. 
Na chodniku, na przejściach dla pieszych, w sklepie, na bazarze, przy wsiadaniu do autobusu albo metra, przy wchodzeniu do knajpy, etc.

Kilka przykładów:
1) Nie wiem co w tym jest, ale na bazarze ludzie ruszają się jak muchy w smole i do tego nie patrzą dokąd idą – a zazwyczaj łażą środkiem lub blisko niego. Seriously, nie mogę tego pojąć. Większość kramów ma te same warzywa i owoce. Chcesz kupić kalafiora? To podejdź, obejrzyj, a jak ci nie pasuje, to przejdź (trzymając się jak najbliżej stoiska) dalej. Jak mówiliśmy w Oz: „keep to the left and get the f*ck out of my way”! Mówię serio, dobrze że nie żyjemy w Hameryce, bo broń palna zamiast 
w torebce non-stop tkwiłaby – dymiąca z lufy – w mojej dłoni. 

   
2) W supermarkecie alejki są przeważnie zatarasowane babą z olbrzymim zadem, pchającą wózek (tak, tak, bo od niesienia koszyka zapewne spaliłaby niezbędne jej do życia kalorie) wypchany po brzegi i zatrzymującą się co chwila by sięgnąć grubą łapą jeszcze coś z półki i do niego dorzucić (uniemożliwiając mi wciśnięcie się 
w regały i wyminięcie jej zdrapując sobie skórę o słoiki z gołąbkami i puszki ze śledziem w oleju). W takim momencie mam ochotę zapytać prosto z mostu: 
„Nie sądzi pani że spasła się już wystarczająco i teraz powinna wreszcie zacząć odżywiać się powietrzem? Najlepiej gdzieś na zewnątrz, z dala ode mnie”.


3) Również w supermarkecie, ludzie przy kasie doprowadzają mnie do białej gorączki. Weźmie taki, wyłoży swoje produkty na taśmę i czeka. Dochodzi do kasy 
i patrzy jak pani skanuje – nie patrzy nawet na to czy dobra cena jest nabita, tylko gapi się jej na ręce. Dopiero gdy kobitka skończy i powie ile razem, to weźmie (barrrdzo powoli) swój plecak, otworzy go (barrrdzo powoli), pogmera w nim, wyciągnie portfel i zacznie odliczać pieniądze (barrrdzo powoli). Zapyta też zawsze „jaka końcówka?” i wysypie monety w garstkę i zacznie w nich grzebać i podawać pojedynczymi grosikami, nawet jeśli końcówka to 3,89 zł! Potem powoli, jak żółw ociężale, wsypie resztę z powrotem do portfela, schowa go do plecaka, zarzuci plecak na ramię. Odsunie się, krokiem starego paralityka, kawałeczek i zacznie pakować swoje produkty do siatek. Kasjerka w tym czasie już trzyma w ręku jedną 
z rzeczy kupowanych przeze mnie, ale nie może zacząć skanować, bo nie ma gdzie jej odłożyć (albo ma, ale jest za mało miejsca na więcej i do tego musiałaby się wykręcić do tyłu). Dżizas! Wczoraj tak miałam i szczerze mówiąc marzyło mi się złapanie tej mojej butelki Krzepkiego Radka, obtłuczenie jej – jak się widzi 
w filmach – i trzymaną w dłoni jej resztką o ostrych krawędziach zafundowanie panu operacji plastycznej na koszt NFZ. P.S. To samo ma miejsce w innych bottlenecks, of course.


No sami widzicie, że ta godzina policyjna jest niezbędna dla tych ludzi. I postuluję jej wprowadzenie dla ich własnego dobra i z czystej troski o ich zdrowie i życie. Taka jestem dobra i kochana i altruistyczna. ;)
   

11 komentarzy:

  1. Spasła baba w alejce sklepowej to też true story z wczoraj. Wrrrrr.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rany, dobrze że nie ty ustalasz prawa! W twojej Sparcie nikt by przy życiu nie został.
    Swoją drogą, mnie denerwują matki z dziećmi z tzw. "bezstresowym wychowaniem" np. w knajpie gdy taki dzieciak zaczyna krzyczeć albo walić łyżką w talerz, rozryzgując wszystko naokoło.

    OdpowiedzUsuń
  3. Darlingu, a gdzie ta twoja nietolerancja nietolerancji? Ostro dzisiaj. Jeśli istnieje coś takiego jak weightism i slowism, to chyba na nie cierpisz. ;P
    Pojedynczych ludzi zazwyczaj da się wyminąć, nawet 300 kg żywej wagi, ale jak dla mnie najgorsze są wieloosobowe rodziny idące przez całą szerokość chodnika.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic nie przebije pani w urzędzie skarbowym (nieważne którym), która nie potrafiła wklepać podstawowych danych do komputera, cały czas się myliła i nie mogła trafić w rubrykę. Wpisanie imienia, nazwiska, adresu i NIPu zajęło jej ponad 15 minut! Czy ta godzina policyjna ma objąć niemrawe urzędniczyny? (BTW też pokaźna była, może coś w tym jest?)
    Aga, a co ty niby robisz przy kasie w supermarkecie, skoro tak zjechałaś człowieka?

    OdpowiedzUsuń
  5. Niektóre "panienki" (cudzusłów, bo średnia wieku jest 60) na poczcie są takie same. A do tego jeszcze jak zaczną szukać przesyłki co 5 minut poprawiając okulary to pół dnia zejdzie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgadzam się z powyższymi – piekielnie denerwujące (bachory należałoby przytwierdzić zardzewiałymi gwoździami, za języki, do ściany najeżonej kolcami posmarowanymi Tabasco – "bezstresowe" mamusie obok nich; a co do biurw, to u mnie rekord pobiła stara gropa w ZUSie).

    Marco: ja docierając do kasy mam już portfel wyciągnięty i kładę go sobie na tej takiej podstawce/półeczce na froncie; pakuję produkty na bieżąco – zaraz po tym jak kasjerka je zeskanuje, więc gdy mówi ile do zapłacenia, wystarczy tylko w ciągu sekundy podać jej kartę i czekać na połączenie z bankiem.

    Kuba: być może cierpię na to, nie przeczę, ale przecież krzywdy im nie robię – niech tylko zejdą mi z drogi, albo w ogóle siedzą w domu na swoich zapasionych i/lub paralitycznych czterech literach.

    OdpowiedzUsuń
  7. A co powiecie o ludziach wlokących się na pasach? Wejdzie taka w ostatniej chwili, a potem drepcze jakby miała tam umrzeć, choć ja już dawno mam zielone i mógłbym ruszyć.

    OdpowiedzUsuń
  8. To samo tyczy niedzielnych kierowców. Jedzie taki 10 poniżej limitu, zwalnia jeszcze bardziej jak tylko zobaczy człowieka stojącego przy pasach, a na światłach startuje powoli i z minutowym opóźnieniem.

    OdpowiedzUsuń
  9. Się temat pociągnął, hehe.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam, czy dobrze trafiłam na dzień narzekania? ;)
    Ja bym się chętnie pozbyła z ulicy grup nastolatków, też idących całą szerokością chodnika. A w kolejce do kasy nie cierpię bab pchających się do przodu i najeżdżających na mnie wózkiem. Za to w sklepach odzieżowych działają mi na nerwy nadgorliwe asystentki co chwila pytające w czym mogą pomóc – ale dziwnie ich nigdzie nie ma gdy naprawdę nie mogę czegoś znaleźć. Uf. ;)
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam to samo i to nie tylko z pannami sklepowymi ale też z nadgorliwymi/nachalnymi kelnerami lub maitre d' - mam ochotę trzasnąć ich w klejnoty oglądanym menu (w im twardszej okładce, tym lepiej) lub wkłuć się widelcem w ich "kabanoska" gdy zaglądają w zęby podczas gdy my jeszcze nie skończyliśmy.

    OdpowiedzUsuń