Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

środa, 1 grudnia 2010

Final Countdown

No to się zaczęło. Ostatni miesiąc roku. Wreszcie! Wyjątkowo Doniczegowy był i cieszę się że już za 31 dni będzie tylko Historią. Oczywiście załączam myślenie magiczne i wmawiam sobie, że z wybiciem dwunastej wszystko się odmieni – tylko na odwrót niż u Kopciuszka: Dynia zamieni się w Karetę, a stare Łachy w piękną Suknię (czytaj: dotychczasowa Praca w nową, przyjemniejszą i lepiej płatną, a Samotność i Brak Faceta w zapatrzonego we mnie Adoratora, który nie będzie chciał się ze mną rozstawać ani na moment – hmmm, chyba masochistycznie marzę o Stalkerze, hehe). Ale jako że, jak wiemy od Nadszyszkownika Kilkujadka, na pieszczoty trzeba sobie zasłużyć, to oczywiście najpierw muszę odrobić pańszczyznę. A raczej pomęczyć się, postresować, pomartwić i popłakać. Niekoniecznie w tej kolejności. O smutku i strachu przed pierwszymi Świętami spędzonymi samotnie, w towarzystwie jedynie wspomnień o tym jak było w latach poprzednich z Nim u boku, już pisałam. Do tego dochodzi obawa przed Nieimprezowym Sylwestrem, bo jak narazie planów nie mam i nie wiem kiedy/czy mieć będę. Najwyżej pójdę odmrozić kościsty tyłek sama pod Prezent Radziecki na Placu Defilad. Następnie mamy stres związany z Prezentami Gwiazdkowymi. Jak co roku będę miała problem, bo rolę Sniegulićki (w zastępstwie Dzieda Maroza) mam do odegrania przed Babcią, Dziadkiem, Wujkiem, Mamą i Bratem. I oczywiście znowu będę miała zagwozdkę, bo naprawdę nie wiem co kupić. Najpierw chyba siebie samą oprezentuję: kilka opakowań waleriany, hehe. Kolejna sprawa to Kolacja Wigilijna. Moi Dziadkowie niestety są w kiepskim stanie, więc mamy plan z Mamą same wszystko przygotować w swoich domach i przywieźć do Nich. A jako że Moja Rodzicielka ma wstręt wrodzony do ryb i nawet najlżejsze niuchnięcie przyprawia ją o ataki mdłości, to po raz pierwszy będę musiała sama przyrządzić karpia pieczonego i śledzie na trzy sposoby. To już wolałabym nago wystąpić na karaoke niż taki debiut. Więcej waleriany proszę! Ostatnia (z tych co pamiętam) kwestia to Wigilia Pracownicza, która w tym roku będzie co najmniej ciekawa, bo zmiany drastyczne w firmie zachodzą. No cóż, są dwie możliwe wersje scenariusza: albo się wszyscy pozabijamy albo skończymy w jednym łóżku. Siostro, Prozac, Xanax i Valium proszę, STAT! ;) O rrrany. Chyba sobie kupię centymetr i wojskowym sposobem będę odcinać dni. Kochani, zaczynamy Odliczanie!

3 komentarze:

  1. Widzę Koleżanko, że natchnęła Cię moja od wczoraj ulubiona piosenka :) co do pracowniczej to wolałabym raczej scenariusz tragedii Szekspirowskiej, czyli wyrżnąć wszystkich w pień, bo wylądowanie w jednym łóżku ze wszystkimi cokolwiek straszne ;) Plus jest taki, że nie będziemy musiały uczestniczyć (oczywiście z wielkim zaangażowaniem i przekonaniem) w tych wszystkich wizjach, misjach i strategiach i czymś tam jeszcze. Wolę a modo mio, naprawdę. Choć i to niełatwe. Fuck this.

    OdpowiedzUsuń
  2. Desperate times call for desperate measures… Ale nie, zgadzam się z Lady Macbeth, że scenariusz numer dwa byłby nie do przełknięcia (no pun intended) – już wolałabym z rosyjską drużyną hokejową! A piosenka bardzo inspirująca i dziękuję za przypomnienie przeboju. Idealnie się wstrzelił w Moją Misję i Wizję. :) I ciągnąc dalej myśl Szanownej Koleżanki: fuck it all!

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko! Jak dwie wariatki się dobiorą to wyjdzie z tego albo masowa masakra albo orgia na lodzie. Wolalbym się przyłączyć do tej drugiej, Darling ;)

    OdpowiedzUsuń