Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

niedziela, 19 grudnia 2010

Wet Spot (not what you think)

Się wzruszam mocno gdy dostaję Prezenty. Serio. Najmniejszy drobiazg powoduje ściśnięcie krtani i piknięcie mocne w sercu. A im większy – wbrew Męskim Statements że „size doesn’t matter”, haha – tym gorzej. (R. wiesz o co mi chodzi tutaj, ja poinformowałam o kolczykach i koralikach, to małe przecie są rzeczy :) ale, ale, Duży Prezent od Ciebie da Dużą Przyjemność!) Udało mi się wczoraj tego nie okazać, bo przecież nie mogę wyjść na jakąś Miękką Pensjonariuszkę, choć ucisk w dołku był. Dziękuję, Kochani, za wszystko co dostałam, ehhh, oczy mi się pocą. Tak samo, jak gdy dostawałam prezenty od K. i A. i M. i Ł. i ... no wszystkich, wiecie kim jesteście, nie będę tutaj alfabetu zapodawać. :) Zastanawiam się właśnie dlaczego tak jest i uczciwie przyznaję, że chyba sama siebie źle traktuję. To jest tak, jakbym uważała że nie zasługuję na Dobro, na okazy Sympatii, od Przyjaciół/Znajomych. Hmmm, chyba sobie właśnie psychoanalizę robię (ale uczciwie ujawniam tutaj i teraz diagnozę), bo ostatnio właśnie Ktoś mi pokazał, że to co piszę na Blogu ma głębszy sens, poza wywnętrzeniem się i wyrzuceniem z siebie myśli jak lecą. Read between the lines... Heh, nie wiem czy teraz powinnam sama zczytać tego Bloga i zrobić korektę merytoryczną, coby poprawić swój Image? Ale to by się chyba mijało z celem – Mój Blog jest po to właśnie by pokazać co mnie Gnębi, Boli, Cieszy w danej chwili. I tak jak w życiu nie możemy wrócić do tego co było, cofnąć czasu, tak ja nie chcę uczciwie zmienić postów. Ohhh, tak, robię to, jeśli się dowiem że jest jakiś porażający błąd językowy, ale to wszystko. Czytam to co napisałam na widoku, zaraz po umieszczeniu, i robię „redakcję” (to kiepskie słowo, bo do redagowania po polsku tak się nadaję jak do rzutu młotem), ale to wszystko.
Heh, o czym to ja mówiłam?... Robi mi się z tego „Beniowski” albo „Ulysses”, dygresja za dygresją dygresję goni. Aaaa, Prezenty. No więc się wzruszam nieziemsko. Wczoraj za dnia (bo wieczorem/nocą wiadomo co było) Mamusia do mnie przyszła, żeby mnie zabrać na kupienie mojego Prezentu Urodzinowego. Przyjechała już z Dobrami: chciała mi sprawić Przyjemność i wnieść Coś Ciepłego do domu, więc przywiozła Firankę (tak, tak! może jednak nie muszę wychodzić za mąż, jak pisałam we wcześniejszym my post!!!) oraz kilka Miłych Drobiazgów w konwencji Xmas. Więc już mnie „wzięło” to. Pojechałyśmy do Arkadii i zostałam obkupiona. Absolutnie głupio się czułam i to mnie boli właśnie. Wiem że to Rodzina – Matka Własna – a w tej sferze daje się bez ograniczeń (tak zresztą samo jak ja, kiedy przepuszczam dwie pensje na prezenty dla Nich, bo chcę, bo ich Kocham) ale i tak było mi nieswojo, gdy Mama stała przy kasie i płaciła. I nie, nie „naciągnęłam” Jej na wielkie obdarunki, tylko kurtka przy 30% zniżki w C&A (bo suszyła mi głowę o to że nie mam od zeszłej zimy i sama kożuch chciała mi kupić) i szalik dziergany z kapturkiem. Mimo to jednak ucisk na serduszko był absolutnie mocny. Raz, po raz i po raz, wzruszam się i zauważam jak bardzo Kocham Moją Mamę, mimo wszystkiego co było i jest (Ryby i Strzelec – wybuchowa mieszanka). I nie zrozumcie mnie źle – nie Kocham za to że daje Prezent, Kocham za to, że chce mi zrobić Przyjemność, że jest dla mnie, gdy tego potrzebuję lub gdy nawet nie.
Heh, znowu dygresje mi wychodzą, bo wkraczam na wątek todo sobre mi madre. Skończę chyba ten wpis, bo możliwe że po wczorajszym słabo kojarzę. ;)

2 komentarze:

  1. Wzruszające. Darling, dziewczyno, jesteś wspaniała!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, to co piszesz, to jest pokazanie Twojej głębi, kochana. A ta głębia jest naprawdę piękna. I jakakolwiek osoba która jej doznaje lub dozna powinna być wdzięczna i docenić to co otrzymuje od Ciebie. :)

    OdpowiedzUsuń