Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

wtorek, 21 grudnia 2010

Jest Jeden!

I żałuję, że nie wpadłam na to wcześniej. Namely, zamiast kupować prezenty, to zrobić samej. No wiem, wiem, że dla osoby Technically Challanged jak ja (a więc niezdolnej do zbudowania samolotu w domu – jak niedawno usłyszałam jedna osoba umiała), gama prezentów do zaoferowania byłaby pewno niższa niż liczba „Like” na Twarzowoksiążkowym profilu Jerzego W. Krzaka (czyli 3 – tatuś, mamusia i żonka, bo nie chce mi się sprawdzać czy ma dzieci). Biżuteria z modeliny i koralików plus oliwa z oliwek własnoręcznie naaromatyzowana papryczkami chili lub świeżymi ziołami dla Mamy i Babci, wydrukowany na zamówienie kalendarz ścienny z moimi zdjęciami australijskich krajobrazów dla T., kolaż ze zdjęć oprawiony w ładną ramkę dla Dziadka – no i tylko Brat byłby problematyczny (ewentualnie flacha domowej nalewki).
A piszę to, bo mam jeden Prezent! Obiecany Szacownej Koleżance K. Esej. :)
Ohhh, nie wiem czy jest to naprawdę Esej – nie skończyłam filologii, więc nie znam konwencji, definicji ani „wytycznych dla autorów”. Po prostu popełniłam Większy Post Blogowy (na 2 strony), z moimi opiniami i wynurzeniami na jeden temat. Boję się straszliwie, bo K. poprawność językową ma w samym czubku najmniejszego palca (u nogi, haha), więc nie wiem jak oceni prezent. Ale nic to. Jest od serca. Specjalnie dla Niej napisany. To chyba najważniejsze? Kate – please don’t judge me too harshly. :) Ehhh, jutro Wręczenie. Trzymajcie kciuki.
Chwila, gwizdek czajnikowy strzelił...
OK, I’m back. To o czym ja tu?... aaa, Jest Jeden prezent! I już się fajniej czuję jakoś od razu. Heh, chyba niestabilna jestem, skoro taka mała (choć wcale niemała!) rzecz cieszy. :)

PS Wrócę jeszcze do Upośledzenia Technicznego. Możliwe, że się tutaj skompromituję w oczach Męskich Czytelników i wystawię na krytykę jakobym pod farbą Blondie była (choć osobiście znam Złotowłose, które intelekt mają na najwyższym poziomie!) Wczoraj wieczorem Pewien Osobnik o imieniu A. przeprowadził mnie wirtualnie przez wymianę żarówki w mojej lampie podsufitowej rodem z firmy założonej w Kraju Wikingów o Fladze Niebiesko-Żółtej. Proszę, nie śmiejcie się. Żarówka przepaliła się jakieś 4 dni temu. Właściwie reflektorek, niewkręcany. Tkwił w kloszu i nie było jak złapać palcami. Nie wiedziałam jak wyjąć – kręcić jakoś na siłę opuszkami palców, ciągnąć (nie było jak złapać za krawędzie, bo klosz przeszkadza), pchać i czekać aż sam wyskoczy??? Ale dostałam bardzo dobre instrukcje i udało się! Stała się Jasność (biorąc pod uwagę, że działo się to o 11 w nocy, więc robiłam to „pod prądem”, nie tylko stała się Jasność ale i strzeliła mi prosto w oczy). Jestem wdzięczna mocno i bardzo, A.! :) Historia tu przytoczona ma uczciwie służyć wykazaniu jaka Sierota jestem jeśli chodzi o sprawy techniczne. Dzwonek u drzwi czeka na wymianę – jakiś Kawaler Męski i Szarmancki może zadeklaruje mi tu się? ;)

2 komentarze:

  1. Gratulacje! A good start. A inne pomysły, które podałaś też świetne! :) Ja jestem Męski i Szarmancki i do tego Kawaler, więc się chętnie zadeklaruję - tylko, że elektryczność to nie moja działka, a w dzwonku jednak to płynie. Ale może pominiemy to?

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam, gdy masz dobry humor! :) Kciuki trzymam, ale jestem pewien, że nie muszę, bo każdy by chciał dostać od Ciebie specjalnie dedykowany tekst - piszesz świetnie, Agu!

    OdpowiedzUsuń