Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

sobota, 4 czerwca 2011

Watch yourself


W dzisiejszych czasach niełatwy jest żywot wybrakowanego mężczyzny usiłującego wyrwać laskę. Niestety (dla nich, bo dla nas – kobitek – stety) nie działa już forma wydłużenia penisa lub dodania zwojów mózgowych za pomocą wypasionego samochodu. Niektóre osobniczki dawały się na to złapać swego czasu, ale dość szybko odkryły czego się można spodziewać – a raczej czego nie mogą się spodziewać – zarówno w alkowie jak i przy rozmowie po właścicielu tegoż.
Panom zajęło trochę więcej czasu zajarzenie że metoda przestała dawać rezultaty i że „fura, skóra i komóra” śmiech pusty jedynie powodują a nie bałwochwalczy podziw. Ahhh, założę się, że gdyby Pawłow przeprowadzał swoje eksperymenty na samcach dwóch gatunków: Canis lupus familiaris i Homo sapiens, to skonkludowałby że ci pierwsi są inteligentniejsi od tych drugich i załapują szybciej. Oh, well, still – better late than never, right?

  
Disclaimer dać w tym momencie zmuszonam sumieniem własnym: To co tutaj piszę dotyczy kmiotków którzy nie tylko w swoich głowach skazują mózgojada na anoreksję, ale jeszcze w gatkach mają mniejszą wypukłość niż posąg Davida po zimnej kąpieli błotnej. Mimo to, wybujałym poczuciem własnej wartości (fałszywym i z kompleksu wynikającym) przewyższają trzy Czomolungmy ustawione jedna na drugiej! Nie piszę tutaj wcale o normalnych na co dzień facetach, ale zarazem prawdziwych pasjonatach, dla których cztery lub dwa kółka (ahhh... temu ostatniemu z miejsca powiem: „you had me at hello”) są tym samym co dla mnie Star Wars. Nie piszę tutaj o nie tylko miłośnikach ale wręcz prawdziwych expertach w temacie komputerów, modków czy... zegarków. Wiem że są zupełnie inną kategorią – ale zarazem wyjątkiem potwierdzającym opisywaną regułę. ;)

Ad rem: No więc co taki mikroskopijny chłopek-roztropek może zrobić by znowu poczuć się ważny, i zasobny, i mocny, i męski? Nie tylko w oczach kobiet ale i kumpli. Automobil z prancing horse w herbie albo wypasiona fura z celownikiem na froncie jakoś straciły na wartości, bo każdy teraz tym szpanuje. Kolczyki w uszach lub brwiach są raczej zarezerwowane dla „biednych kreatywnych”. Złote łańcuchy na klacie (i do tego jeszcze owłosionej na styl Monkey Boy – bo braki mózgu dużego i małego często tak się objawiają, w akompaniamencie niskiego czółka i wystających łuków brwiowych) i/lub sygnety na paluchach też nie będą mile widziane, bo są synonimem wieśniaków z mafii wołomińskiej (czytelnicy spoza Wawy niech się dokształcą jeśli nie wiedzą o co chodzi, ja tłumaczyć jak chłop krowie na miedzy wszystkiego nie będę). 


No więc, kochani, nowym symbolem statusu są zegarki menskie. Wiadomo że każdy młotek tłumaczy się gęsto że ma czasomierz w komórce, więc nie potrzebuje na renku. Prawda jest bardziej przyziemna – takiego prostaczka nie stać na prawdziwy dobry zegarek.
A faktycznie (w tym momencie robię to co zwykle i na co mi zwracano uwagę wielokrotnie, czyli sądzę po sobie) faktycznie, stwierdzam że zegarek u mężczyzny to rzecz na którą kobieta od razu zwróci uwagę i która jej w pewnym sensie zaimponuje – pewno na zasadzie kontrastu od pozostałego plebsu. Mężczyzna z ładnym zegarkiem, nie na pasku ale na bransoletce, takim... ostrym, twardym, kanciastym... no po prostu „męskim”, od razu zyskuje u nas jakieś 25%.
Dygresja: biorąc pod uwagę fakt, że facet w garniturze też scores 25% more visually, to garnitur plus chronometr dają razem 50% – po wliczeniu w ogólne szanse z nowopoznaną laską, czyli „fifty-fifja”, taki muchacho ma prawdopodobieństwo 3/4 że zaliczy!
Do tego jeszcze kumple też będą impressed, co to on nie jest, że ma taki imponujący kawałek męskiej biżuterii na ręku! Więc cóż – nowy symbol statusu mężczyzny 
w miarę dzianego („w miarę” bo naprawdę nie trzeba aż tak się z kasy wycyckać!), 
z własnym stylem, chcącego pokazać że jest inny niż wszyscy inni, jest zwyczajny chronometr znany od wieków!

W temacie (w ramach podziwu a nie derogatywnie!!!) mam do pokazania:

Zegarek dla którego Jaskiniowiec zadeklarował miłość wielką w Walentynki. Nie wiem czy uczucie trwa nadal czy, jak u typowego mężczyzny, zostało przeniesione na nowy obiekt już następnego dnia. ;) 


Zegarek L., chyba to ten – niestety nie mogę być pewna bo pamiętam tylko że był Omega i miał to ładne niebieskie naokoło służące do czegoś w nurkowaniu:


Albo to był ten:


Przyznam że dla mnie one wyglądają prawie identycznie, oprócz dodatkowych literków na cyferblacie w jednym i esów-floresów w drugim. Oczywiście nadmienię, że L. potrafił w mgnieniu oka rozpoznać model zegarka na ręce jakiejś pani, która ją miała jedynie opartą na stole łokciem, podczas gdy ja nawet nie zauważyłam kto, gdzie i co na kończynie posiada – ba, jak dla mnie, mógłby tam sobie siedzieć 
bysio-ochroniarz z ważką gadziogłówką suszącą skrzydełka u niego na nadgarstku! Ale to pewnie kwestia przyciągania płci: L. wprawnymi okiem zarejestrował najpierw całą panią, potem jej zalotnie wspartą rękę, a w końcu interesujący chronometr – wszystko w ułamku sekundy.

A moja miłość wielka i czysta od grudnia 2007 (jejku, mieszkamy szczęśliwie razem już 3,5 roku – prawdziwa long-term relationship!), to poniższe cudeńko Swatch:


W ostatnią sobotę zapadłam na nowe cacko gdy wymieniałam baterię w tamtym i poczułam nieprzepartą chęć zdrady... ale powstrzymuję się od niej, nie tyle ze względu na wierność co na ekonomię gospodarstwa domowego. Mimo to, popatrzeć i pomarzyć mogę, że kiedyś dostanie moją rękę. Pan Bloomy Section:

 
O czym to ja pisałam? Aaa: zegarek na ręku faceta jest dzisiaj tym co wypasiona fura parkowana przez niego na widoku upatrzonych do podrywu panienek kilkanaście lat temu. Amen. 
 

21 komentarzy:

  1. Oj dobra, jak się okazało muszę zrobić sprostowanie, bo być może niejasno coś żem klepnęła. Nie naśmiewam się z ani nie przyrównuję posiadaczy takich (naprawdę fajnych) męskich zegarków do tych opisywanych na froncie kmiotków, którzy są cerebrally and penily challenged. Po prostu skojarzyło mi się na co dzisiaj kobiety zwracają uwagę i jak ci biedaczkowie mogliby sobie poprawić szanse wyrwania.
    Peace and Love.

    OdpowiedzUsuń
  2. The times are a-changin'... Muszę zmienić metodologię rwania w takim razie. ;P
    Swoją drogą: nie dziw się rozpoznaniu zegarka na ręku kobiety - my faceci tak mamy, że jak coś/ktoś wpadnie w oko, to wszystkie detale są wyryte w mózgu z zegarmistrzowską (haha) dokładnością.

    OdpowiedzUsuń
  3. Darling: Czyli laski takie jak ty lecą na zegarki? OK.
    Golę czarne kędziory z klaty, z szyi zdejmuję złoty łańcuch z medalionem, a iPhona, iPada i ferrari oddaję Armii Zbawienia. Kupuję za to najbardziej wypasiony Rolex. I jak? Mam nadzieję, że zainteresowana odpowiednio. ;P
    R.

    OdpowiedzUsuń
  4. R.: zawijam kiece i lece. ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. Darlingu: fajnie że nie straciłaś edge w pisaniu pomimo stanu błogości (zauważalnego), ale... nie uważasz że przesadzasz? Faceci nie są ani tacy wybrakowani ani tacy płytcy jak piszesz. Większość tych którzy mają lepsze samochody, telefony, komputery i inne gadżety po prostu lubi produkty dobrej jakości. A to że lubi też kobiety najwyższej klasy, to inna sprawa. ;)

    P.S. Ten Pan Bloomy Section faktycznie może się Pani A. podobać i nie dziwię się chęci oddania ręki. Spoil yourself - you deserve it. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. SKuba: Każdy sądzi po sobie, więc dla ciebie co innego będzie regułą i wyjątkiem. Nie ja wymyśliłam "fura, skóra i komóra" - to musiało się wziąć samo z nagminnego procederu a nie z nielicznych incydentów by wejść do słownika.

    Pan Bloomy Section musi poczekać, niestety. Ale ja umiem być cierpliwa. :) A przy okazji co napisałeś, to miałam skojarzenia na L'Oreal - "because you're worth it", haha.

    OdpowiedzUsuń
  7. Aga: ale jak ziomki to przeczytają, to zaczną kupować zegarki na wyrwanie i wrócimy do stanu wyjściowego. Za łatwo sprzedałaś info. ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Oj tam. Primo: ziomki takich blogów nie czytają. Secundo: prosty test do wykonania: zapytać takiego która godzina. Nie odpowie, bo nie będzie umiał rozeznać się we wskazówkach, znając tylko cyferki z komóry. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Darling: pomijając kwestię wybrakowanych mężczyzn, to podobają mi się te twoje zegarki (obecny i wymarzony). Sama nabrałam ochoty by sobie jeden sprawić. :)
    A od tej pory, faktycznie, będę sprawdzać rękę i pytać o godzinę. ;P
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. No więc co taki mikroskopijny chłopek-roztropek może zrobić by znowu poczuć się ważny, i zasobny, i mocny, i męski?

    Jak to co ? TATUAŻ oczywiście. Czym większy ten tatuaż, tym oczywiście lepszy, bo dodający więcej punktów do męskości i laski się bardziej emocjonują. Metoda niezwykle prosta i nadal działa bezbłędnie. A jak już braknie miejsca na plecach/ramionach/klatce/szyi, to dajesz tatuaż na łydce, głowie albo na nerkach (tzw. tramp stamp).

    No więc, kochani, nowym symbolem statusu są zegarki menskie.

    Ciekawa teoria. Rozwiń.

    A faktycznie (w tym momencie robię to co zwykle i na co mi zwracano uwagę wielokrotnie, czyli sądzę po sobie) faktycznie, stwierdzam że zegarek u mężczyzny to rzecz na którą kobieta od razu zwróci uwagę i która jej w pewnym sensie zaimponuje – pewno na zasadzie kontrastu od pozostałego plebsu.


    Powiem wprost. No to jesteś wyjątkowa. Nie poznałem do tej pory kobiety (a chyba jednak trochę ich znam), która by zwracała uwagę na zegarek u faceta. Na buty i paznokcie owszem. Na ładny zapach wody kolońskiej owszem. Nawet na to czy włosy są umyte. Ale na zegarek ... never.

    Mężczyzna z ładnym zegarkiem, nie na pasku ale na bransoletce, takim... ostrym, twardym, kanciastym ... no po prostu „męskim”, od razu zyskuje u nas jakieś 25%.

    No to już wiadomo które zakładać idąc na rwanie :))))))) Do tego jeszcze suit up jak mawia Barney i już jest wypas :))))

    Do tego jeszcze kumple też będą impressed, co to on nie jest, że ma taki imponujący kawałek męskiej biżuterii na ręku!

    No tu Ci złamię serce. W Polsce poza użytkownikami trzech portali zegarkowych, managementem i kadrą kierowniczą firm i trzepiącą kasę tzw. młodą inteligencją techniczną (angole mają na to fajny skrót DINKY) praktycznie nie znajdziesz ludzi, którym robi różnicę co mają na ręku. W efekcie czego w społeczeństwie zegarek za 450 PLN postrzegany jest jako "stary powaliło cię ? taka kupa kasy na zegarek ??!!! " Jak sam się zacząłem interesować zegarkami, zacząłem też przyglądać się co ludzie noszą na rękach. I okazało się, że ludzie albo nie noszą zegarków, bo mają w komórce, albo króluje chiński szmelc firmy Perfect do kupienia za 25-40 PLN sztuka w każdym sklepie ze pierdołami. Ewentualnie podobne marki chińskie oferujące zegarki oparte na najtańszych (i najgorszych zarazem) mechanizmach kwarcowych made in china, potrafiące spieszyć się albo późnić i 20 minut na miesiąc :| A skoro ludzie nie przywiązują wagi do tego co noszą na ręku, to i nie zwracają tak bardzo uwagi na to co widzą na reku u innych. No chyba, że faktycznie mignie im przed oczami jakiś kapitalny sikor, to wtedy tak, ale skoro sikor jest tak kapitalny, że nawet ślepy by zauważył, to zauważenie już się nie liczy do punktacji :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Więc cóż – nowy symbol statusu mężczyzny w miarę dzianego

    A tam w miarę dzianego. Jaką biżuterię do garnituru może mieć facet ? Tylko krawat, spinki do mankietów i zegarek. Spinki i krawat, to ubiór raczej od święta niż na co dzień, to zostaje nam zegarek.
    Zegarek dla normalnego człowieka ma dwa postawowe zadania. Raz ma szybko pokazywać czas i to dokładnie, bo często różnica minuty robi kolosalną różnicę. Dwa ma nieprzerwanie działać i się nie psuć. Jedno i drugie sprawia, że żeby zakup miał sens, trzeba raz te kilka stówek wybulić, żeby później nie marudzić, że zegarek późni albo że się popsuł tydzień po gwarancji. W moim przypadku zegarek ma mieć jeszcze jedną cechę. Ma być odporny na wszelaki stres wodny i urazowy. Chodzi o to, żebym się nie musiał zastanawiać, że czegoś nie mogę robić, bo szlag mi trafi zegarek. Niektóre ze wspomnianych tanich zegarków można wykończyć idąc do filharmonii czy do teatru. Jak ? A kojarzycie te huczne brawa na końcu przedstawienia ? No po takiej kilkunastomiutowej serii wstrzasów taki chiński zegarek za 20 PLN potrafi wyzionąć ducha. Inna sprawa, że zegarek mam zawsze na ręku i nie mam zamiaru zdejmować go do cięższych prac. Oznacza to, że czy kopię doły w rozwodnionej glinie, czy rąbię drewno czy tradycyjnie walę zegarkiem w ścianę (o czym zaraz), zegarek ma to znieść bez zająknięcia. No ewentualnie ma prawo się porysować ale rysy dodają mu tylko charakteru :))) A z tym waleniem o ścianę to nie jest tak, że robię to celowo, ale mam w domu taką magiczną futrynę która działa na mnie jakimś takim magnetyzmem, że chyba zaburza moją zdolność obliczania trajektorii przy wchodzeniu w zakręt, bo walę zegarkiem w tą futrynę z regularnością strazaka z wieży Mariackiej. Na początku ze strachem patrzyłem, czy zegarek cały a teraz to tylko zerkam, czy futryna się nie porysowała.
    Wracając jednak do tego "dziania". Czy wydanie na jedną rzecz kilkuset złotych to zaraz jest "dzianie" ?

    Zegarek dla którego Jaskiniowiec zadeklarował miłość wielką w Walentynki. Nie wiem czy uczucie trwa nadal czy, jak u typowego mężczyzny, zostało przeniesione na nowy obiekt już następnego dnia. ;)

    Skoro z podziwem, to cieszę się, że Ci się spodobał ;) Potwierdzam, nadal zegarek ten jest moim zegarkiem z dalekosiężnych planów na przyszłość. No ale czemu się dziwić, skoro i jest doskonały mechanicznie i bardzo mi się podoba :)

    Oczywiście nadmienię, że L. potrafił w mgnieniu oka rozpoznać model zegarka na ręce jakiejś pani

    A to nic szczególnego, to jak już się interesujesz zegarkami, to jakoś samo przychodzi :) To tak jak z rozpoznawaniem modeli samochodów/motocykli na ulicy. Myślę, że to może być mniej więcej tak jak jedna kobieta bez problemu dotrzega u drugiej kobiety diamenty w kolczykach/ wisiorkach/pierścionkach i wie że to diamenty a nie cyrkonie czy inne podobne wyroby, podczas gdy ja np. kompletnie nie rozróżniam diamentów od cyrkonii, no chyba, że akurat za nie płacę :))))))

    O czym to ja pisałam? Aaa: zegarek na ręku faceta jest dzisiaj tym co wypasiona fura parkowana przez niego na widoku upatrzonych do podrywu panienek kilkanaście lat temu. Amen.

    Jeśli tylko zadziała tak samo, jak wypasiona fura, to czemu nie ? :)


    Pozdrawiam
    J.

    OdpowiedzUsuń
  13. "Jak to co? TATUAŻ oczywiście."
    Jaskiniowcu, mylisz sytuacje: laski lecące na fury, skóry, komóry, zegary lecą na kasę i stanowisko. Pan Prezes Banku nie będzie mieć barcode wytatuowanego na potylicy. A poza tym tych tatuaży nie byłoby widać w reprezentacyjnym stroiku na podryw, czyli w garniturku a la "właśnie wyszedłem z mojej ważnej i świetnie płatnej pracy i tak zajrzałem tutaj do pubu na chwilę – niebiosa mi pozwoliły poznać takiego anioła jak ty".

    Nowym symbolem statusu są zegarki męskie. Rozwijam (i jednocześnie jakoś odpowiadam na jedno dalsze o mężczyznach patrzących na zegarki u innych): Kiedyś symbolem był samochód. Studenci się składali na wspólnego malucha by zaimponować koleżankom. Panowie bogatsi sprowadzali sobie fury z zagramanicy. Do tej pory można to zaobserwować jak faceci z dumą chwalą się jakim samochodem jeżdżą. Można co krok zobaczyć na ulicy jakąś wypasioną lśniącą brykę z opuszczonymi oknami i Disco Polo puszczanym na full, wolno krążącą po ulicy obok ogródków pubowych. Ale to już lekki przeżytek, bo dziewczyny załapały, że tacy chłopaczkowie furę mają albo od tatusia albo z niekoniecznie fajnych transakcji. Że w głowie im tylko jedno, a w gatkach to jest naprawdę mniej niż jedna dziesiąta wymaganego jednego. Jako że człowiek jest gatunkiem zdolnym do adaptacji, trzeba było znaleźć nowe coś co zaimponuje i zwabi samice. Według mnie to może być właśnie zegarek. Bo porządny, taki że widać że nie jako prezent w paczce z gumą do żucia, to wiadomo że musi kosztować. Czyli primo: widać że facet ma świetny gust, bo wybiera coś co idealnie wygląda na ręku i jednocześnie jest najwyższej jakości i ma w sobie „coś”, „głębię” (jak Clarkson pisze „I know you got soul”), secundo: wiadomo że faceta stać na wydanie kilkunastu tysi na "świecidełko", czyli pod mostem nie mieszka. Panienka od razu zrobi mental calculation i stwierdzi, że w takim razie taki potencjalny amant nie będzie miał problemu gdy ona zażyczy sobie rubinową kolię, opaskę na uszka ze srebrnego lisa lub stringi la perla z prawdziwych czarnych pereł. I wybierze takiego – prędzej nawet niż chłopaczka z Wołomina w podrasowanym na sportowo oplu z siedzeniami z imitracji skóry ze wzorkiem w panterkę. Tertio: taki facet też będzie mógł zaimponować kumplom/podwładnym w pracy. Np: nocny stróż ma zegarek który dostał na komunię, facet przy front desk może kupił jakieś Casio na 100 zł, Pan Kerownik działu nałoży na rączkę Timex, zazdroszcząc Prezesowi, który będzie oślepiał złotym Rolexem. Symbol statusu.

    Co do zwracania uwagi na zegarek i bycia w tym wyjątkową niby: tak jakoś tak mam, bo lubię takie coś. Podoba mi się, że mężczyzna umie docenić jakość i precyzję i, jak to powiedzieć?, mistrzostwo w wytworzeniu czegoś co jest piękne i funkcjonalne zarazem. Ktoś kto takie rzeczy kupuje ma dobry gust. I ceni też pewne tradycje z czasów gdy zegarek nie był częścią telefonu tylko odrębym bytem, miał trybiki i wskazówki, a nie cyferki i bateryjki (choć ja lubię bateryjkę w Swatchu, bo nie muszę pamiętać o nakręcaniu). A więc taki facet nie może być prostaczkiem lecącym tylko na pospolitość i jedną owieczką ze stadka. A ja lecę na to wszystko nie na zasadzie panienki szukającej dzianego sponsora lub mężusia do fundowania mi życia, bo daję sobie świetnie radę, thank you very much, tylko osoby doceniającej indywidualizm i rzeczony dobry gust. I nie sądzę że jestem w tym jakaś wyjątkowa, na pewno mnóstwo kobiet też zwraca uwagę na zegarek u mężczyzny!

    OdpowiedzUsuń
  14. "Czy wydanie na jedną rzecz kilkuset złotych to zaraz jest "dzianie" ?"
    Z tego co widziałam, to męskie zegarki, takie naprawdę dobrej jakości (i do tańca i do różańca – nieważne czy w dole błotnym czy na balu w operze, czy kilkadziesiąt metrów pod wodą na modłę Wielkiego Błękitu) kosztują nie kilkaset złotych tylko kilka-kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy. Normalny człowiek ma priorytety – zapłacić rachunki, wyżywić siebie (nie dodaję, że rodzinę też, bo skoro chce rwać to singiel jest, choć ochotny). Mając czasomierz w komórce zastanowią się głęboko, czy zegarek do szczęścia im potrzebny. Bysio-kiepas uważając że szczęściem jest wyrwanie panienki, która poleci na świecidełko, to pewno zainwestuje – ale w podróbkę, którą będą zakładać tylko po pracy podczas wypadów na miasto (bo faktycznie, jeśli oklaski mogą rozwalić ustrojstwo, to nie ma co ryzykować energicznego mieszania porannego piwa w plastikowym kubku). Część panienek się nabierze na to. A ten którego stać (czytaj: "dziany") kupi sobie oryginał i będzie dumnie przeginał rękę by wszyscy zobaczyli, że to Rolex a nie Timex. Pan Prezes "z małym" kupi sobie tego świecącego Rolexa z nadzieją wyrwania panny na oryginalne cudeńko z próbą ileśtam. I to zadziała, oczywiście.
    (UWAGA: Pamiętaj, że piszę tu o zakupowiczach dla szpanu a nie prawdziwych miłośnikach zegraków!)
    A wracając do "dziania" – nawet ja się wstrzymuję z zakupem Pana Bloomy Section, chociaż jego cena to pikuś, bo wyliczyłam sobie co i jak i na co chcę wydać pieniądze w tym miesiącu i takie parszywe 360 zł piechotą nie chodzi – bo to połowa mojego budżetu na książki teraz.
    Na marginesie – mam zegarek tzw. beach watch, kupiony za 99 centów (seriously!) przy wejściu na St. Kilda. Kupiłam, bo kumpel-surfer zarekomendował mocno. Maleńkie ustrojstwo, szerokości kawałka tasiemki (część z wyświetlaczem) na delikatnej gumeczce. Kolor: piękny fiołek. Nic go nie ruszy. Podeptany był nawet kilka razy niechcąco, ale twardo się oparł żywiołowi damskich szpilek.

    "…a teraz to tylko zerkam, czy futryna się nie porysowała."
    To z czego on jest – ten chronometr? Z cynowego tytanu baru?

    "Skoro z podziwem, to cieszę się, że Ci się spodobał ;)"
    Oczywiście że tak. Umiem docenić kunszt i piękno (choć te 35 tysi wolałabym wydać np. na jakąs wycieczkę dookoła świata, ale to ja). I miło widzieć wierność uczuciom. ;)

    "Myślę, że to może być mniej więcej tak jak jedna kobieta bez problemu dotrzega u drugiej kobiety diamenty w kolczykach/ wisiorkach/pierścionkach i wie że to diamenty a nie cyrkonie czy inne podobne wyroby"
    Ja nie wiem o jakich kobietach mówisz, ale ja bym nie rozróżniła nawet pomiędzy cyrkonią a kryształem górskim. Jak ładne, to ładne a nieważne z czego zrobione przecież (no chyba, że planujesz zastawienie w lombardzie). Podróbki rozpoznam o tyle że logo/nazwa jest inna (podobna, ale...), a poza tym będę wiedzieć czy ktoś ma podróbę tylko trzech marek, bo to są jedyne które posiadam: zegarek Swatch, buty Caterpillar i tenisówki Convers. Aha – no i paseczki Adidasa umiem policzyć. ;)

    "Jeśli tylko zadziała tak samo, jak wypasiona fura, to czemu nie ? :)"
    Tylko do czasu! Gdy się już wszystkie na tym poznają, to będziecie musieli coś innego zastosować. ;)

    Ufff, aż mi w gardle zaschło od tego gadania. ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Oj bo się zacukałam pisząc i posta i komentarze.
    Więc po kolei: ewolucja zegarmistrzowska wg mnie:
    1a. Panienki lecą na fura, skóra i komóra, bo wiedzą, że oznaczają kasę.
    1b. Samochód jest przedłużeniem małego fiutka i wypełnieniem pustki w głowie Chłoptasia i Prezeska.
    1c. Prawdziwy Miłośnicy zegarków kupują te kunsztowne cuda, bo chcą, bo się w nich lubują (jak ja w Star Wars). Cuda są drogie przeważnie, więc stać na nie tylko „dzianych” Miłośników.
    2. Panienki zauważają te niedociągnięcia Chłoptasi i Prezesków (szczególnie wypchane skarpetką gatki) i przestają być chętne, pomimo kasy wydawanej na nie.
    3. Chłoptasie zauważają, że słabo im coś rwanie idzie.
    4. W międzyczasie Panienki oceniają typy facetów i co oni mają – zauważają zegarki. Zaczynają wybierać tylko tych z porządnymi.
    5. Chłoptasie i Prezeskowie zauważają, że Panienki zauważyły zegarki.
    6. Prezesków stac na kupienie drogich oryginałów, Chłoptasi albo stać albo zakupią podróbki.
    Ale zegarek staje się symbolem statusu jak kiedyś samochód.

    (stan na dzień dzisiejszy może być właśnie pkt. 5 i 6)
    (a teraz przyszłość):

    7. Chłoptasie i Prezeski wyrywają panienki na zegarki.
    8. Panienki orientują się, że taki wypasiony zegarek jest przedłużeniem małego fiutka i wypełnieniem pustki w głowie (patrz pkt. 1b).
    9. Panienki przestaja być chętne (patrz pkt. 2).
    10. Potrzebny jest nowy symbol statusu na wyrwanie.

    (w międzyczasie: Miłośnicy żyją sobie niczego nieświadomi – bo nie wyrywają lasek na zegarek ani na kasę na niego wydaną)
    (w międzyczasie: normalne kobiety, doceniające zegarek na ręku mężczyzny na tyle ile trzeba – czyli że np. Omega, że ręczna robota, że trybiki, że nakręcany ruchem nadgarstka, że... whatever, i tak przetrwają jak do tej pory im się udawało, bo wystarczy im 5 minut rozmowy z Chłopaczkiem lub Prezeskiem by ocenić jakość – nie zegarka tylko właściciela, of course)

    To jest w skrócie nie Darwinizm tylko Darlingizm. ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. A co z facetami, którzy nie noszą zegarków nie dlatego że mają w komórce, tylko dlatego że jest to dla nich bardzo niewygodne i do tego piekielnie przeszkadza w pracy? Są skreśleni zupełnie Panienki i Normalne Kobiety plus zero szacunku od mężczyzn?

    OdpowiedzUsuń
  17. Mogiła. ;P
    Ale tak: Panienki byś nie chciał (just a wild guess), a Normalne Kobiety jak się okazuje nie zwracają uwagi na zegarek. Więc spokojnie, jeszcze przekażesz nazwisko rodowe. Szacun u facetów zdobędziesz łatwo: wypijając cztery U-boty duszkiem, pod rząd. ;P

    OdpowiedzUsuń
  18. Właśnie odkryłam, że jako wróg wszelkiego typu tykających bomb (nie zasnę w pokoju, w którym znajduje się takie ustrojstwo za cholerę ;(() swoją awersję także przeniosłam na zegarki na rękę tak skutecznie, że w ogóle nie pamiętam kto ze znajomych (i jakie) nosi.
    Sama też nie nosiłam nawet pięknego białego komunijnego cudeńka, był zegarek od licznika rowerowego w kieszeni, potem zegarki w odtwarzaczu MP3, potem komórka, ale na rękę nie założyłabym chyba nawet piękności ze zdjęć.
    @.

    OdpowiedzUsuń
  19. Ahhh, Małpo, podobno kobiety muszą cierpieć dla urody - a cudeńko na rączkę jest piękne, więc trza by się przemóc. ;)
    Swoją drogą: kupuję je, oczywiście, to nowe, w lipcu lub sierpniu, bo pożądanie czuję takie samo jak do John Cusack. ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. "…a teraz to tylko zerkam, czy futryna się nie porysowała."
    To z czego on jest – ten chronometr? Z cynowego tytanu baru?

    Nie, wg producenta zwykła Stainless steel, choć myślę, że istotną rolę w "odporności" zegarka odgrywa tu grubość zarówno koperty jak i bezela
    Co oczywiście okupione jest wagą, która większości moich znajomych nie pasuje ....

    :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Ten żółty babski jakiś, ale szarny bardzo ładny, choć przydałoby mu się trochę fioletu lub niebieskiego. ;)
    Grubość 14 mm? To faktycznie szczodrze, szczegónie w porównaniu z 3.9 mm u obydwu moich Swatches. A co do wagi - cóż, mężczyźni przecież zostali stworzeni do dźwigania (np. kobiet przez próg lub ziemniaków z bazaru), więc możesz się wykazać na co dzień. ;)

    OdpowiedzUsuń