Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

sobota, 17 września 2011

Barca Essentials

Gdybyście mogli zobaczyć tylko 3 rzeczy w Barcelonie i nic więcej, to musiałyby być te: Camp Nou, Parc Güell i Sagrada Família. Tyle wystarczy by osiągnąć pełnię szczęścia.

1. Camp Nou jest absolutnym must see niezależnie od tego czy ktoś jest fanem futbolu czy nie. Ten stadion to legenda i „dom” klubu sportowego który jest legendą. Bilet na Camp Nou Experience kosztuje 22 euro, ale jest warty każdego centa. Wejście na trybuny, możliwość zwiedzenia pomieszczeń piłkarzy, dotknięcia np. tablicy na której rozrysowują taktykę, wejście na lożę VIP, siedzenie na krześle komentatora w ich box z idealnym widokiem na murawę, przejście korytarzem 
z szatni i wyjście z „podziemi” na stadion tą samą drogą którą oni pokonują przed meczem – a to przy puszczonym z głośników skandowaniu tysięcy kibiców na trybunach... Niezapomniane wrażenia. Do tego wspaniałe muzeum pokazujące historię klubu i drogę jaką przeszedł do obecnej świetności. Chłonęłam wszystko jak suszony borowik ciepłą wodę.




2. Parc Güell to bajka. Przepiękna kraina nie z tego świata położona na wzgórzu Tibidabo. Zaprojektowany przez Gaudiego, ten kompleks ogrodowo-parkowy ze swoimi falistymi schodkami, murkami, arkadami wyłożonymi białym kamieniem 
i kolorową mozaiką przypomina jakąś wioskę skrzatów lub elfów z baśni Andersena czy braci Grimm. Kolumnady, tarasy, krużganki, do tego palmy i mnóstwo pięknie kwitnących krzewów tworzą idylliczne i zarazem fantastyczne otoczenie. A budynki wyglądające jak domki z piernika z lukrowaną polewą na dachu są po prostu prześliczne. Przy tym wszystkim mamy jeszcze przepiękną panoramę Barcelony 
z Morzem Śródziemnym niebieszczącym się na horyzoncie. Oczy same mi się śmiały gdziekolwiek spojrzałam. BTW: tutaj kupiłam dwie pierwsze pary kolczyków. :) 




3. Sagrada Família zapiera dech w piersiach. Ona pierwsza mi staje przed oczami gdy pomyślę o Barcelonie. To jest jedna, jedyna, najważniejsza rzecz do zwiedzenia, gdyby trzeba się było tak ograniczyć. Kościół zaprojektowany przez Gaudiego, którego budowa wciąż trwa. Fasady i wieżyce są bogato zdobione i pełne symbolicznych płaskorzeźb i detali. W środku kościół jest absolutnie monumentalny a jednocześnie lekki. Nie przytłacza ciężarem mrocznej powagi lecz wciąż powala na kolana ogromem prawie radosnego piękna. Wspaniałe witraże, kunsztowne zdobienia kolumn i stropu, wycyzelowane strzeliste sklepienia 
i przepiękny świetlik dający delikatny snop światła, jak promień słońca wskazujący drogę ku niebiosom, to wszystko chłonie się z zachwytem i niedowierzaniem, 
aż miejsca braknie – nie wiem czy w sercu czy duszy. Nie oddam ogromu tego wrażenia ani słowami ani zdjęciami. Tam po prostu trzeba samemu pojechać. Powiem tylko, że byłam w katedrze Notre Dame w Paryżu i według mnie to osiedlowy kościół w porównaniu z Sagrada Família.
Wjechaliśmy oczywiście na wieżę i mogliśmy zobaczyć z bliska detale iglic i fasad, wyglądając przez małe okienka w murach gdy schodziliśmy po 278 krętych schodkach w dół. Zwiedziliśmy też muzeum pokazujące postęp prac, szkice, projekty Gaudiego, a także zajrzeliśmy do pracowni architektonicznej z makietami wciąż trwającego projektu. Wszystko pozostawiło absolutnie niezapomniane wrażenie – do końca życia.






Barcelona jest tak pełna architektonicznych i dekoracyjnych perełek wkomponowanych w nowoczesne otoczenie, że się je przestaje zauważać. Mozaikę Miró na La Rambla dostrzegliśmy dopiero w poniedziałek, specjalnie jej szukając, choć codziennie deptaliśmy po niej kilkakrotnie. La Pedrera zobaczyłam z drugiej strony ulicy i powiedziałam do L. „Zobacz, następny budynek w stylu Gaudiego” nie wiedząc że to właśnie to. Zresztą, La Pedrera jest przereklamowana. No OK, ciekawe faliste fasady i dach, ale to wszystko takie szaro-beżowe i zwyczajne – wygląda tylko jakby architekt zabrał się za projekt napruty lub naćpany. O wiele bardziej warta obejrzenia jest Casa Batlló wchodząca w skład Manzana de la Discordia (Kwartału Niezgody – bloku trzech budynków różnego autorstwa i w różnych stylach). To jest Gaudi w pełnej krasie – falujące bajkowe części fasady i okna połączone z wycyzelowanymi kolorowymi detalami. Piękne. :)


Kolejną bajkową niespodzianką było muzeum zoologiczne, na które trafiliśmy przypadkiem idąc od Łuku Triumfalnego do Parc de la Ciutadella. Wygląda zupełnie jak zamek Śpiącej Królewny czy inny, w podziemiach którego żyje smok. Do tego iście hiszpańskie fasady budynków, urokliwe wąskie uliczki, strzeliste lub okrągłe kopuły wyrastające nad dachami, wspaniałe widoki z promenady Port Vell, przepiękne secesyjne kolumnady i witraże Palau de la Música Catalana, rewelacyjne obrazy i rzeźby w muzeum i na tarasie Fundació Joan Miró, oraz futurystyczny Palau Sant Jordi na wzgórzu Montjuïc. Naprawdę, w Barcelonie można się tylko zakochać i chcieć pozostać w niej jak najdłużej. :)


8 komentarzy:

  1. A ja już planuję wizytę w Barca w 2030 - gdy ukończą Sagrada Familia. Jak teraz kupię bilety i zabukuję hotel, to będzie taniej ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Agu, na drugi raz uprzedzaj że będzie lektura weekendowa, to się można będzie przygotować.
    Gaudi to faktycznie mistrz jedyny w swoim rodzaju. Ale gdzie ty na tym zdjęciu siedzisz? - jakieś połączenie kosmodromu z elektrociepłownią?

    OdpowiedzUsuń
  3. Aga, zdjęcia Sagrada Familia i Casa Batllo rewelacyjne, choć ten kościół wygląda dość mrocznie z zewnątrz i z Notre Dame to chyba przesadziłaś. A koszulkę na pamiątkę z Camp Nou sobie kupiłaś?
    Great looking, Darling.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przyznam że ja bym kupiła przewodniki Darling, te alternatywne i zwyczajne. Bardzo mi się podobają zdjęcia z Sagrada Familia, a Parc Guell rzeczywiście wygląda jak piernikowe domki z bajki. Tylko trudno mi uwierzyć w nierozpoznanie mozaiki Miro i La Pedrera – chyba głowy wam bujały w chmurach (albo to efekt zapachu kiszonki, haha).
    No i z ciekawości muszę zapytać: ile par kolczyków i wachlarzy zostało zakupione?
    Ano-Nimka

    OdpowiedzUsuń
  5. Agu, wszystkie zdjęcia super, a post znowu taki że podejrzewam przekupstwo przez burmistrza Barcelony dożywotnią dostawą wina za reklamę miasta. ;P Mało tych fot dałaś (szczególnie jak ta ostatnia) no i gdzie reportaż z Muzeum Erotyki?
    Zgadzam się z LEMem: Sagrada Familia wygląda mrocznie z zewnątrz, kojarzy mi się z "Katedrą" Bagińskiego. A ta Casa Batllo to jak coś z sennych koszmarów gdzie okna to oczy, drzwi i ganki to usta, a falujące fasady i dachy to twarze i włosy żyjących człekożernych domów. Zdecydowanie wolę wioskę Smerfów w Parc Guell. BTW: a gdzie zdjęcie z mozaikową jaszczurką?

    OdpowiedzUsuń
  6. DarO: skojarzenie na Katedrę bardzo dobre, faktycznie jest podobieństwo, ale już środek nie ma gotyckiej mroczności (szacunek dla Gaudiego który zaprojektował tyle okien i witraży dających światło dnia). A te koszmary z domami-ludożercami to nie wiem po czym miałeś, LOL.
    Darling: właśnie, nie zrobiłaś "Diary" - ile czego etc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Haha, taką bad trip z domami to wiadomo po czym się ma. ;P Ale to tylko tak na moich zdjęciach wygląda - oświetlenie trochę kiepskie, bo akurat niebo miało chmury. Te budynki naprawdę nie wyglądają groźnie gotycko.

    "Kosmodrom" ze zdjecia to Palau Sant Jordi - rewelacyjny futurystyczny park, kompletnie odstający od klasycznej Barca, ale jednak dziwnie do niej pasujący in spirit.
    Zdjęcia z jaszczurką nie wrzucałam, bo jedna moja podobizna na posta starczy, a chatki bajkowe i widoczki bardziej warte pokazania wsiem.

    Nie tylko mozaikę Miro i La Pedrera prawie olaliśmy, ale też Palau de la Musica Catalana (bo w bocznej uliczce, a przed nami były wysokie strzeliste kopuły jakiegoś teatru), Torre Agbar - uznaliśmy za jeszcze jeden hotel niedaleko naszego, do Parc de la Ciutadella prawie nie doszliśmy bo wyglądało na to że za tymi "Polami Elizejskimi" przy Łuku Triumfalnym nic nie ma, itp. Dodam, że ja przy wejściu naszej stacji metra Glories widziałam przecież codziennie w oddali rusztowania i wieżyce Sagrada Familia, ale stwierdziłam beztrosko, że "coś się buduje, jak nasz stadion narodowy".

    Muzeum Erotyki zaliczone, ale nie umywa się do tego w Paryżu czy Pradze jeśli chodzi o fajny sprzęt. Chociaż zaskoczyło mnie jednym: mocno erotyczne a wręcz pornograficzne karty/zdjęcia i nieme filmiki (jak się okazuje, pomysły to oni też dobre mieli), niektóre nawet z 1870 roku.

    Pamiętnik Agi Darling - wersja skrócona:
    1) zachwyty, westchnienia i cudowne chwile we dwoje - zilliony
    2) obtarte pięty - dwie
    3) jednostki alkoholu wypite - galony (gł. wino)
    4) papierosy wypalone - były (oj tam)
    5) zakupy: 3 pary kolczyków, bransoletka, kastaniety, wachlarz

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzeba było zrobić CAM z jednego takiego oldskulowego pornosa, hehe. I ciekawe co Gaudi brał przed projektowaniem - może kupował u tych nielegalnych na La Rambla? LOL

    OdpowiedzUsuń