Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

czwartek, 30 września 2010

Złe gorszego początki

Są takie dni kiedy nie warto wstawać z łóżka. A raczej nie powinno się z niego wyściubiać nawet czubka nosa dla swojego własnego dobra. Miałam taki dzień niedawno. Po imprezowaniu całonocnym oczęta miały swój rozum (lepszy jak się okazuje niż właścicielka) i uważały że najlepsze co mogą zrobić to pozostać pod bezpiecznym okryciem powiek zamiast pchać się na świat. Ale pies mojej sąsiadki miał inne pomysły i wyszedłszy na balkon, rozejrzawszy się dookoła, upatrzył sobie osobników czekających na przystanku i zaczął ujadać. Powiem tak: dla osoby, dla której (jak to się utarło) nawet delikatne stąpanie kota po futrzaku brzmiałoby jak tupanie, dźwięk ten miał moc młota pneumatycznego rozkuwającego granitowe płyty chodnikowe. Pobudka z tych mniej miłych (dobrze po południu). Niechętnie więc rozejrzałam się po pokoju i zaczęłam kontemplować sytuację. W końcu podjęłam tzw. męską decyzję (co mnie już powinno naprowadzić na trop, że była ona z gruntu zła) żeby wstać i coś porobić. Tzn. nie „coś” tylko pozałatwiać parę formalności związanych z Moją Wielką Przeprowadzką na Swoje. Chcąc więc nie chcąc z łóżka wyściubiłam nie tylko czubek nosa ale Całą Moją Śliczną Ja. Baaad move! Po kolei: stłukłam kubek w kuchni, poparzyłam sobie rękę wrzątkiem z czajnika i rozlałam mleko (ale mądrze nad nim nie płakałam). Oberwałam szafeczkę ścienną w łazience, stłukłam sobie łokieć i kolano przy oblucjach i rozdarłam rajstopy przy ich zakładaniu. Autobusy mi wszystkie oczywiście uciekały przez cały dzień, a pojeździć musiałam w parę miejsc (ja niezmotoryzowana jestem). W urzędach nie tylko kolejki ale jeszcze wredne panie, które traktowały mnie jakbym im przerwała wakacje na Hawajach na które czekały przez 10 lat. Formularze wypełniałam po kilka razy, bo oczywiście żadna z nich mi nie pomogła, a ja z kolei niezbyt kumata jestem w tych biurokratycznych bzdurach. Telefon zadzwonił i nieopatrznie odebrałam, choć widziałam kto. Osoba Lubiana-Nielubiana w zależności od… wszystkiego właściwie. Znowu nieopatrznie jednak umówiłam się na spotkanie. Wieczorem. Zdążyłam wrócić do domu, wrzucić talerz z kurczakiem do mikrofalówki i potem przez pół godziny w pośpiechu wydłubywać jego strzępki z jej wnętrza (warto sprawdzić na ile się to ustrojstwo nastawia zanim się opuści kuchnię). Z Osobą Lubianą-Nielubianą byłam ustawiona na mieście. Oczywiście się spóźniłam, a tego zupełnie nienawidzę. Oczywiście oblałam się drinkiem. Oczywiście Osoba okazała się tego wieczoru akurat Nielubiana. Oczywiście wróciłam do domu w fatalnym humorze, jeszcze do tego taksówką i za późno się zorientowałam że zamiast jednego z banknotów 10 zł dałam facetowi 100 zł. Oczywiście drzwi się zacięły przy otwieraniu i znowu stłukłam sobie biodro. Oczywiście........ Co „oczywiście”? Nie starczy Wam? To był koniec fatalnego dnia, którego zwiastunem był rzeczony piesek sąsiadki. Ehhh.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz