Tips for Life (#1: Wear Sunscreen!): http://www.youtube.com/watch?v=sTJ7AzBIJoI

czwartek, 30 września 2010

Solo czy Duet?

Przejście na Solo jest trudne. To znaczy jest dla jednej osoby – Rzuconej. Rzucający wiadomo, że podjął tę decyzję wcześniej, bo nikt nie budzi się i nagle ni z gruszki ni z pietruszki nie mówi Osobie Obok „koniec z nami”. Rzucający jest też przeważnie podstępny i nie daje żadnych oznak swoich dalekosiężnych planów. Tak więc dla Rzuconej ta informacja jest jak grom z jasnego nieba, jak trzęsienie ziemi połączone z tornadem i wybuchem bomby wodorowej. KABOOM! Do tego jeszcze Rzucona musi sobie poradzić nie tylko ze swoimi emocjami ale z cała logistyką rozstania. Zajmijmy się wariantem, kiedy to Ona musi się wyprowadzić. Wiadomo, że musi zrobić to szybko, bo mieszkanie pod jednym dachem z Rzucającym byłoby zbyt bolesne, pomijając fakt, że dla Rzuconej niebezpieczne, bo mogłaby się skompromitować błaganiem Go o zmianę decyzji lub pchaniem Mu się do łóżka, etc. Dlatego Rzucona musi spakować najpotrzebniejsze rzeczy w jakieś torby dwie lub trzy i się wynieść. Nie pod most oczywiście – do Rodziny, do Przyjaciół. A potem musi zacząć szukać Czegoś Dla Siebie. Wiadomo, że Australijczycy to mądry naród (pisze to Wam Obywatelka, a więc najlepsze źródło informacji) i mają oni powiedzenie „rent money is dead money”. Więc oczywiście nie wynajem tylko kupno. I tutaj Rzucona ma przeważnie przed sobą jakieś trzy miesiące życia pokątnie, bo tyle może zając cały proces: znalezienie mieszkania (uwierzcie mi, to czasochłonne, bo niektórzy ludzie chcą sprzedawać takie nory, że szczur uciekający ze statku by nie chciał do nich zajrzeć), ustalenie jaki kredyt chcemy wziąć, na ile lat i z jakim bankiem, zaświadczenia z US i ZUS, umowa przedwstępna (akt notarialny), wniosek kredytowy, czekanie na decyzję, umowa kupna-sprzedaży (akt notarialny), uruchomienie kredytu, wyprowadzka właściciela i przekazanie kluczy. Ale to dobre, bo nie ma czasu na leżenie odwrócona do ściany i płakanie. Płakanie. Płakanie. Płakanie tak mocno i tak gorzko, że łzy wypełniłyby Rów Mariański. Z tym, że w ciągu tych 3 mesięcy Rzucona przebyła długą drogę i stała się Inną Kobietą. Faza Rozpaczy i morza wylanych łez mija po pierwszym miesiącu i przechodzi w Fazę Akceptacji. Rzucona może nawet normalnie rozmawiać z Rzucającym przy odbieraniu poczty etc. Owszem, zdarza się smuteczek, ale na to lekarstwem jest regularnie brana Pani Depakina i Pan Mirzaten. Na Akceptację zachodzi Faza Złości/Nienawiści. I to też dobre – Rzucona została skrzywdzona przez Rzucającego, a mamy prawo nienawidzić osób, które nam wyrządziły krzywdę. To jednak mija i nadchodzi Faza Obojętności/Niechęci – niechęć głównie dlatego że Rzucający strzela fochy i zachowuje się naprawdę nieprzyjemnie, więc nie mamy ochoty go widzieć. Ever. Na to wszystko nakłada się Faza Odkryć. Primo: że ma się przyjaciół i znajomych, przed którymi można się otworzyć, porozmawiać i którzy okazują niebywałe wsparcie i zgodnym chórem twierdzą, że stało się dobrze, bo Rzucona nie była szczęśliwa, była ograniczana itd. Secundo: że faktycznie Rzucona była ograniczana. Teraz może rozmawiać z ludźmi bez zazdrosnych pretensji, może czytać co chce i dyskutować o tych książkach z osobami, które też je czytały, może oglądać filmy, które Ona chce, chodzić na wystawy, na które chce, ubierać się tak jak chce bez wysłuchiwania że spódniczka za krótka a dekolt za duży. Tertio: że nie ma osoby z denerwującymi codziennymi nawykami. I dochodzi na to wszystko (Kochani, zostańce ze mną – wchodzimy tutaj w szósty już chyba wymiar) Faza Odreagowania/Odwrotności. Rzucona po prostu bawi się. Puby, kluby, co weekend, cały weekend. Nowe znajomości – niektóre dłuższe, niektóre krótsze. Rzucona bierze życie garściami i jeszcze spódnicę zakasuje by naładować więcej – jak zbieranie jabłek (do tej pory zakazanych). Oczywiście, znajomości są kończone, bo Rzucona się chyba boi. I każde najmniejsze uchybienie bierze jako pośredni atak na Siebie (Swoją Godność, Swoją Wartość), więc kończy to co się zaczyna. Ale chętnych nie brakuje. I są zainteresowani Rzuconą, lecą na Nią, a Jej się to podoba. Ta Faza trwa długo. Tak długo, że nawet już Rzucona zdążyła się przeprowadzić. I co najwspanialsze – urządzić, bo przecież żadnych mebli nie miała, a od Rzucającego mogła wziąć co najwyżej mikrofalę i telewizor. Ale to właśnie sprawiło Rzuconej frajdę: własna aranżacja miejsca, potem wyszukanie w sklepach mebli i dodatkow, a na koniec ich idealne ustawienie – tak by stworzyć DOM. Już na swoim, Rzucona w dalszym ciągu czerpie z Fazy Odreagowania/Odwrotności. I uwielbia każdą sekundę tego życia. Ale powoli zachodzi w niej zmiana: cieszy się Swoim Domem, cieszy się Swoim Nowym Życiem, ale też wchodzi w Fazę Stabilizacji. Zaczyna myśleć o tym, że miło jest wrócić do Swojego Domu, móc usiąść w fotelu bujanym z książką w ręku i patrzeć na zmierzch za oknem, na jesienną szarugę, słyszeć jak „o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny, i pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny”. Ale miło też jest siedzieć w taki wieczór na kanapie obok Bliskiej Osoby. Czuć Jej ciepło, wiedzieć, że można tylko przesunąć dłoń i napotka ona Tamtą Męską Dłoń. Widzieć Kogoś obok siebie. Wracać do Kogoś po całym dniu pracy, albo czekać na Kogoś jak On wraca po całym dniu ciężkiej harówki. Rzucona wie, że brakuje Jej zwyczajnej Bliskości, Obecności, Istnienia. Antoine de Saint-Exupéry napisał: miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku. I teraz Rzucona, wciąż jeszcze Odreagowując, myśli, że może... kiedyś... zdarzy się.... Cóż, jak narazie żaden Ktoś nie chce ani nie myśli o tym by patrzeć z Rzuconą w tym samym kierunku. cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz