Minął kolejny tydzień i weekend pod znakiem Pracy, do której zaczynam coraz bardziej mieć stosunek jak do dotychczasowych/obecnych Osobników Płci Męskiej (Homo sapiens) Na Dochodne w moim życiu: Kocham – czyt. uwielbiam – dopóki mam z tego przyjemność i tzw. extra benefits, ale Nienawidzę gdy jest to zbyt męczące i emocjonalnie drenujące jak ewakuacja płynów ustrojowych z rany. Zauważyłam to wczoraj wieczorem idąc, a raczej padając, spać o zaledwie 1.00 w nocy – czyli dla mnie praktycznie „z kurami”. Przez większość weekendu prowadziłam pustelniczy tryb życia, z minimalnym kontaktem ze Światem (raptem 3 telefony – reszta to przez potworny ludzki wynalazek pt. Internet). Imprezownia była li i wyłącznie w dni poprzedzające, ale i tak nie na mój pełen potencjał, bo Primo: w miarę spokojnie i w kameralnym gronie kilku zaledwie osób, a Secundo: w pewnym momencie, tak jak maratończycy, natrafiałam na „Wall” i niestety nie byłam w stanie pokonać, co skutkowało szybkim zamawianiem taxi o 12. lub 1.30. w nocy. Najgorsze jest to, że nawet dotarłszy na Swoje Włościa, zamiast walnąć się w pielesze, ja jeszcze robiłam sobie herbatkę ze sprezentowanego mixa (K. i A. – dziękuję, jest absolutnie delicious!) i odpalałam kompa by sprawdzić: e-mail, swojego bloga (czy są komentarze cenzuralne nadające się do publikacji), zaprzyjaźnionego bloga (czy są nowe komentarze albo w odpowiedzi na moje albo insze), wiadomości na gg i –ostatnio – znowu na Skype (heh, Skype przywodzi mi na myśl wspomnienia, bo zaczęłam go używać w celu Web-Kamerkowego kontaktu z Wiecie-Kim gdy siedziałam w Krainie Oz).
Potworne! Lekko naśmiewam się tutaj czasami z Quintessential IT Guys (existence in front of a computer in Granny’s basement – no real life whatsoever), ale zauważam, że zaczynam się zachowywać tak samo jak Oni. Computer Technology absorbuje nieprzeparcie i jak raz złapie chociaż rąbek spódnicy, to potem już – najpierw powoli, centymetr po centymetrze, a potem z siłą wodospadu, jak Corega Tabs – wciągnie w meandry Sieci i żadne próby oparcia się temu nie zadziałają. Dlatego też podczas pracy na komputerku mam włączone nie tylko teksty do opracowania ale także: email, gg, ostatnio Skype też, bloga mojego, bloga zaprzyjaźnionego, Twarzowąksiążkę i czasami też drugiego bloga osoby znajomej. Poczekajcie, niech policzę, to jest nie tylko Rozdwojenie Jaźni, ale wręcz Rozośmiorzenie Jej. Dlatego potrzebuję powiedzieć Stop! Tym bardziej, że jednak muszę się zająć więcej Dziadkami, bo ostatnio znowu za mało czasu dla Nich miałam, a zasługują na Więcej, Dużo Więcej. Dlatego też pomyślałam: skoro zbliża się Dzień Babci ( a tak BTW: to są także moje imieniny) i Dzień Dziadka, to chcę porzucić agresywną politykę rolniczą, przestać orać sobą jak perszeronem i zająć się Sobą i Najbliższymi.
Mam nadzieję, że się uda. Kochani, pilnujcie mnie, cobym znowu nie zboczyła ze Straight and Narrow!
Ja to już dawno mówiłem: wyluzuj albo padniesz! M.
OdpowiedzUsuńHehe, to może warto zmienić „Na Dochodne” na „Na Stałe”? Wtedy przyjemność byłaby zinetnsyfikowana, a i czasu plus motywacji mniej na zaharowanie się do upadłego.
OdpowiedzUsuńInterested, Darling Dearest? ;)
Do posłuchania: http://www.krytykapolityczna.pl/SeriaPublicystyczna/O-Zakazanychmilosciach-wradiuRoxyFM/menuid-115.html
OdpowiedzUsuńKsiążkę planuję nabyć drogą kupna, więc, jak coś, to będę mogła pożyczyć.
M., Honey, wiesz, że co by było - zbyt intensywnie i albo mord albo depresja. :) But, me love you long time, as always. :)
OdpowiedzUsuńAnonimko: Kochana, bo musisz być Kobitka, tylko zapodawać pierwszą literkę imienia proszę, bo jak mam odpowiedzieć albo się zgłosić po knigę??? No więc, Kochana, tytuł smakowicie obiecujący, będę jak najbardziej chętna. :)
Tak się mści nie podawanie imion, tylko operaowanie alfabetem. M. i M. - wiecie dla kogo była odpowiedź. :)
OdpowiedzUsuńAle, co by nie było zazdrości, to: M. Pierwszy We Wpisie, staram się "luzować", wiem że powtarzałeś mi jak katarynka ostatnio że padnę a ja olewałam, ale teraz mam postanowienie (tylko dzisiaj się wyłamuję, bo zaraz w artek naukowy uderzam na Inglisz, heh).
Zawiedziony - brakiem zainteresowania! Albo i nie! Skoro to temu Drugiemu M. piszesz, że nie, to może mi... Agucha...
OdpowiedzUsuńM.! Pogadamy jak zawsze przy tequila. :)
OdpowiedzUsuńZaraz, to ja mam teraz zgłosić zawiedzenie. :)
OdpowiedzUsuń(BTW: cieszę się, że masz taki fajny blog i takich znajomych, wiesz o tym, prawda?)
M.-LEMie: Ginnie in the Bottle z Tobą – klasycznie – będzie git. Ale bądź delikatny z ustalaniem daty, bo wiesz, że ja ostatnio (włącznie z dzisiaj) padam od nadmiaru zobowiązań... :)
OdpowiedzUsuń