Pani Siłaczka to w ogóle temat rzeka. Wiek jakoś tak kole 60, Mężusia tak samo. Pani siedzi w zarządzie Wspólnoty i ma chyba ambicję zostać Społecznicą Roku – każdego roku. Dodatkowo, powzięła na siebie obowiązek dbania o moralność „piętrową”, co niestety przysparza mi sporo kłopotów, bo za niemoralną zostałam już uznana przy pierwszej (z trzech) Parapetówce. Dodatkowo mają mieszkanie na samym końcu korytarza, przy drzwiach na balkonik, na którym jest zsyp (bardzo dobre rozwiązanie! nie śmierdzi w środku i ewent. robaczki nie przebiją się przez szczelne drzwi balkonowe PCV), więc za każdym razem gdy kroczę z workami śmieciowymi, Ona niby przypadkiem wychyla się z mieszkania, żeby np. wycieraczkę oczyścić ze śmiotków (no OK, przyznam się, po imprezach nie robię recycling, bom nie w stanie wychodzić na zewnątrz i drałować do kontenerów stojących przy bloku obok, więc zdarzyło się wyrzucać wory butelek i puszek do zsypu – co dźwięk daje nieziemski!) Dodatkowo jest Best Friend z moją sąsiadką drzwi obok, Panią J., i często u niej bywa, słysząc odgłosy wszelakie przez ściany... Dodatkowo, jej Mężulek jest Nadgorliwą Złotą Rączką – to On właśnie postanowił zmienić zamek w kracie, bo „za ciężko chodził” w wyniku czego w zeszłym roku jakiś ch*j zakosił mi mój górski rower przypięty dwoma łańcuchami na korytarzu. Dodatkowo, ten Judym deklarował, że może mi pomóc odśnieżyć balkon, bo „musimy dbać o bezpieczeństwo i wygląd naszego bloku” (hehe, gdyby wiedział o akcjach balkonowych, to by chyba białej gorączki dostał). And the story goes on...
Anyways, wracam do domu, i już widzę Siłaczkę biegnącą do mnie z Judymem. Nowy Protest. Niby nie chcemy pewnego kontraktora, żeby rozkopywał podwórko i rury wymieniał na jakieś inne. Nie mam bladego pojęcia o co kaman. Mówię Siłaczce, że nic nie podpiszę teraz, bo nie wiem kim jest kontraktor i czy w ogóle trzeba te rury wymieniać. Sprawdzę z Cieciem, ze Wspólnotą i wtedy ewentualnie (kluczowe słowo) do Niej przyjdę, żeby podpisać. Ale na razie nie zrobię tego. Judym zaczyna się lekko bulwersować i chce mi tłumaczyć o rurach (no pun intended!), Siłaczka patrzy na mnie z lekką odrazą. A ja robię słodkie oczęta – czego sztukę doprowadziłam do perfekcji, bo przydaje się przy facetach – uśmiecham się miło i mówię, że przepraszam bardzo, ja rozumiem i dziękuję za to, że państwo się starają, ale zanim nie zapoznam się ze sprawą, nie mogę nic podpisać – państwo chyba rozumieją?
To co z tym czarnym kotem? Bo tacy przodownicy są gorsi od Świadków Jehowy? ;)
OdpowiedzUsuń