Dzisiaj wyłamek, bo nie uczta na weekend dla umysłu tylko dla oczu.
Ok, już się nausłyszałam wielokrotnie od Osób Płci Wiadomej, że Mężczyźni są wzrokowcami w przeciwieństwie do Kobiet. Po części to prawda, bo my jednak bardziej słuchamy co nam mówią niż tylko patrzymy jak wyglądają.
Na marginesie: to czasami jest źródłem lekkich problemów, bo niektóre z nas (czyt. Ja) mają tendencję do czytania między wierszami i analizowania – najczęściej w stronę nieobecnego negatywu – co nie zawsze okazuje się potrzebne lub trafne.
Są oczywiście wyjątki po każdej stronie. Na ten przykład Osobnik R. potrafi wsłuchać się i docenić muzykę: August Rush (dobra recenzja filmu, choć niekoniecznie się z nią zgodziłam). A ja z kolei nie tylko muzykę czuję całą sobą, ale też odbieram mocno bodźce wizualne. Sama się zresztą trochę bawiłam i bawię grafiką – jak widać po obrazku profilowym, własnymi ręcyma wykonanym już jakieś 6 lat temu. Może kiedyś pokażę Wam inne... :)
Dlatego lubię sobie popatrzeć (tylko nie w sensie „I like to watch”!) i oglądać długo i zachwycać się.
Pierwsze źródło przyjemności wizualnej i nie tylko – bo jednak do duszy i serca przemawiającej – to zdjęcia P-R z jego licznych podróży. Pięknie uchwycone chwile. Momenty zastygłe w kadrze. Lubię na nie patrzeć i wręcz poczuć się tam – poczuć smak na języku, zapach w nozdrzach, powiew wiatru na twarzy, skwar słońca na skórze, duszący i wilgotny upał...
Na marginesie dodam: P-R jest oficjalnie Ojcem Chrzestnym mojego skromnego bloga. :) To Jego inspiracja, motywacja i przekonanie były głównym bodźcem – oprócz oczywiście ciepłych słów paru innych osób też – do stworzenia tej przestrzeni w jej oryginalnej formie (bo jednak wtedy inna tematyka mną bardziej targała). On też był pierwszą osobą której przesłałam – na drugi koniec świata, bo Godfather był w jednej ze Swoich podróży – linka do tej strony. I nie otrzymałam, ani wtedy ani później, nic innego tylko wsparcie i pozytywny feedback (podobnie jak od Nieocenionej K.) A z P-R do tej pory żartobliwie i z pewnym rozczuleniem wspominamy to poczęcie i przyłożenie ręki ChrzestnoTatusiowej. ;)
Drugie źródło to strona artystów grafików – w każdej postaci i z każdym stopniem zaawansowania kompetencyjnego. Zamieszczone zdjęcia/grafiki czasami zapierają dech w piersiach, a czasami po prostu są bardzo miłe dla oka. Co kto lubi. To na froncie posta pochodzi właśnie stąd:
Enjoy! :)
W celu Was uspokojenia: nie, nie zarzuciłam Intelligent Entertainment. Serial będzie kontynuowany, tylko dzisiaj akurat jest inne special feature. Powiedzmy, że jak podczas World Cup zmienia się ramówkę. :)
OdpowiedzUsuńŁadne, ładne widoczki. :)
OdpowiedzUsuńAugust Rush podobał mi się – może romansidło, ale inne, ciekawsze, nie przesłodzone. Muzyka rzeczywiście grała ważną rolę.
A poza tym: skoro było poczęcie, to raczej więcej niż tylko ręka była przyłożona, więc nie godfather tylko father. ;P
Świetne zdjęcia i grafiki. Faktycznie można nad nimi cały weekend spędzić. A od tych „pilotowych” aż zazdrość bierze. :)
OdpowiedzUsuńFilmu nie oglądałem, ale może się skuszę.
SKuba: Dokładnie! Chrzcin nie było, a dziecko jest i się rozwija. W niepokalane poczęcie nie wierzę. Swoją drogą – jednak bardziej wrodziło się i jest podobne do mamy. ;)
W ten weekend faktycznie uczta dla oczu została serwowana. :)
OdpowiedzUsuńL.E.M., SKuba: Zgadzam się – nie ręka tylko kropidło, cytując M.!
Darling: wsparcie i poparcie dostajesz także od tutaj obecnych – i chyba większe. :)
R.
„Targało” jedno – a szkoda, że nie dałaś szansy innym.
OdpowiedzUsuńLinki: naprawdę świetne.
Piękne! Chociaż ten deviantART nie cały jest w moim guście :)
OdpowiedzUsuńDarling: To rzeczywiście nie ojciec chrzestny tylko ojciec. I jak widać typowy, którego ciągle nie ma w domu. Powinnaś alimenty zasądzić – samotne matki mają przecież możliwości walczenia o swoje prawa. I wizytacje jakoś ustalić, bo nie zauważyłam tutaj by tatuś obecny był w życiu dziecka :)
Ano-Nimka
Chrzest był symboliczny, bo tematyka poruszana tutaj bezbożna przecie i żaden ksiądz by nie pobłogosławił. Ale, ale, słuchajcie: 31 marca blożek będzie miał pół roczku! Oczekuję prezentów. ;)
OdpowiedzUsuńMarco, Kuba: Niepokalane poczęcie jak najbardziej możliwe jest – chociażby po wytarciu się ręcznikiem (jak wiadomo z opisanego wcześniej dylematu, hehe). A ja przecie dziewica niewinna jestem, więc jakże by inaczej. Nie wnikać proszę w technikalia: mowa o blogu li i wyłącznie tutaj! ;P
Kuba, R.: W nawiązaniu, proponuję przeczytać „Galapagos” Vonneguta – bynajmniej nie twierdzę że to to! – po prostu ciekawy pomysł, będziecie wiedzieć który. ;)
Ano-Nimka: Ja honorna jestem i dobrze mi się wiedzie, więc alimentów ani współdziału w rozwoju nie trzeba. Dzięki temu mogę urabiać na swoją modłę. Chyba idzie dobrze?
Ja odpowiem: dobrze idzie, dobrze. :)
OdpowiedzUsuńAle... z takiego niby-niepokalanego poczęcia zrodzony był Anakin – i lada chwila może zmienić się w Darth Vadera. Muszę naoliwić mój miecz świetlny, bo nie wiadomo kiedy się przyda! ;)
Świetne zdjęcia! Podziwiam i tak samo jak L.E.M. zazdroszczę Pilotowi podróży. :)
OdpowiedzUsuńNieważne czy było niepokalane poczęcie czy biblijne „idźcie i rozmnażajcie się” – nawet jeśli źródłem są midichloriany, to jakieś gwiezdne kropidło było potrzebne... Dlatego Seksmisja pozostanie tylko filmem. ;P
M.
Hm, interesująca idea: dziewictwo z odzysku. Zastanawiam się jakim sloganem można by to propagować: „Z nami zawsze jesteś pierwszy”?
OdpowiedzUsuńR.
Fantastyczne linki! A film widziałem i też mi się podobał, więc może jest więcej tych wyjątków niż się wydaje. :)
OdpowiedzUsuńI nie słuchaj ich, bo zwyczajnie zazdroszczą – być ojcem chrzestnym takiego bloga to zaszczyt. Ale w razie gdyby był potrzebny prawdziwy, to ja chętnie adoptuję. ;)
Daro - :)
OdpowiedzUsuń