Code 46 i GATTACA. Niby podobne, niby o tym samym, a jednak tak różne jak niebo i ziemia, jak woda i ogień.
Code 46 to film reżyserii Michael Winterbottom. Ten director jest mi „bliżej” znany z zupełnie innego dzieła (9 Songs), ale wiedziałam wcześniej, że umie robić good cinematography. Ma coś w oku. I w sercu. I ten film też tego dowodzi.
Code 46 (Trailer)
Akcja dzieje się w bliżej nieokreślonej przyszłości, gdy ingerencja Stanu w naszą prywatność dotarła już nawet do zawartości genetycznej naszych komórek. Oczywiście nie dziwią nikogo hasełka na absolutnie wszystko, nie powinny już (niedługo) dziwić jakiekolwiek możliwości dostępu za pomocą linii papilarnych na palcu... osoby które mają pewne nowe paszporty wiedzą o czym mówię – compliments of bloody f*ckhead Jerzy W. Krzak...
Monitorowanie wszystkiego i wszystkich... w pracy, na ulicy... w domach prywatnych! Cameras everywhere... Odbieranie cząstki naszego jestestwa przez wymazywanie pamięci... Władza nad nami przez tęczówkę oka, kroplę krwi, odcisk palca, genetic material...
Tu muszę dygresję.... ehhh, dlaczego to takie cliché i dlaczego nawet najwięksi reżyserzy dają się na to złapać??? Włosy są martwym produktem skóry, tak samo jak paznokcie (czy łuski ryb na przykład). Nie składają się z żywych komórek. A bez komórki nie ma DNA!!! Nie można obciąć komuś kosmyka włosów i dać do badań pod kątem (nie)zgodności genetycznej! Tak samo jak nie można popatrzeć na podwójną helisę DNA i powiedzieć, że jest podobna/różna do/od drugiej! Bull...! Podwójna helisa zawsze wygląda tak samo. Koniec kropka. Różnice w ciągu symbolicznych A, G, T i C są na poziomie nucleotides a nie secondary and tertiary structure! Sekwencjonowanie DNA zajmuje przynajmniej dzień - uwierzcie mi, bo robiłam ślęcząc po nocach. I wynikiem jest 4-kolorowy chromatogram z zapisem literek na spodzie. A ogólny obraz double helix – stworzony za pomocą specjalnych naukowych software – będzie ten sam.
Wracamy do filmu... Monitoring jest wszechobecny ale też kontrola i segregacja albo preferential treatment (jak to po polsku będzie??? „preferencja ludzi”?). Są osoby które mogą żyć w miastach, cieszyć się zdobyczami nauki/cywilizacji, a są też ci, odsiani, którzy żyją na fringes, na pustkowiach, w naturalnym środowisku.
Ot takie przyszłościowe slumsy...
Pytanie tylko co jest lepsze a co gorsze? Michel Houellebecq w swojej książce „Możliwość wyspy” (o której już wspomniałam) pokazuje futurystyczny świat ludzi żyjących w czterech ścianach. Żyjących wiecznie – bo dzięki pewnemu odkryciu ich pamięć i uczucia mogą być przeniesione na nowego klona. To samo ciało, to samo DNA, te same niby myśli w głowie... a jednak... Pewne osoby szukają tej Wyspy, legendarnej, gdzie ludzie żyją jak kiedyś się żyło. Gdzie ludzie rodzą się, dojrzewają, łączą w pary, kochają, robią razem dzieci, dbają o najbliższych, umierają...
Ci uciekinierzy chcą tego doświadczyć – nie chcą żyć w sterylnym pomieszczeniu z kontaktem jedynie przez internet z innymi...
A w filmie Code 46 taka właśnie „Wyspa” czyli te niemonitorowane fringes poza miastem to najgorsza kara – to banicja przed którą chce się za wszelką cenę obronić. Hmmm...
A może time-frame jest takie: najpierw Code 46, kiedy jeszcze wierzymy że kontrola i ingerencja jest dla naszego dobra, a za jakieś 100, 200, 1000, 9000 lat będzie „Możliwość Wyspy” – tylko „możliwość” dla większości?
Ad rem: Tytułowy Code 46 to regulacja prawna dotycząca podobieństwa genetycznego ludzi. I akurat tutaj rozumiem i w 100% popieram. Nie chcemy chowu wsobnego i mutacji genetycznych. Ale... odbieranie prawa miłości dwojgu ludzi (przecież nie muszą produkować dzieci), ludzi którzy przez przypadek mają matching DNA? Czy to ich wina, że przy IVF tak się przetasowały zarodki??? Jeśli chcą się tylko kochać, jeśli nie byli nigdy matką i synem, then... what the hell is your mighty Almighty problem?
Dygresja: Czytaliście książkę „Homo Faber” Maxa Frischa? Piękna. Z listy moich ulubionych. Jednym z wątków jest to, że ojciec poznaje córkę, o której nie wie że jest jego córką... Więcej nie będę pisać, bo znowu post mi za długi wyjdzie.
Kończąc już: film gorąco polecam, bo jest piękny. Przejmujący. I skłania nas do zadawania sobie pytań które naprawdę mają znaczenie dla naszego życia w tym modernym społeczeństwie of ours.
UWAGA: Wiem, że źle o nim napisałam. Zafixowałam się na nauce i technologii, no i na zuo płynących z nich - a to takie zimne.
Film jest bardziej o uczuciach. O człowieczeństwie. Taka głupia drobnostka jak złamany palec. Taki odruch jak spojrzenie komuś prosto w oczy. Otarcie się przy przejściu przez bramkę w firmie. Wzięcie kogoś w ramiona i przeniesienie do łóżka. Uściśnięcie i życzenie powodzenia w podróży i spełnieniu marzenia życia. Pamięć jednostki o jednostce. Zaufanie i otwarcie się na to co ma być... O tym jest ten film przede wszystkim. I muzyka... muzyka (lub jej brak gdy trzeba)...
UWAGA: Wiem, że źle o nim napisałam. Zafixowałam się na nauce i technologii, no i na zuo płynących z nich - a to takie zimne.
Film jest bardziej o uczuciach. O człowieczeństwie. Taka głupia drobnostka jak złamany palec. Taki odruch jak spojrzenie komuś prosto w oczy. Otarcie się przy przejściu przez bramkę w firmie. Wzięcie kogoś w ramiona i przeniesienie do łóżka. Uściśnięcie i życzenie powodzenia w podróży i spełnieniu marzenia życia. Pamięć jednostki o jednostce. Zaufanie i otwarcie się na to co ma być... O tym jest ten film przede wszystkim. I muzyka... muzyka (lub jej brak gdy trzeba)...
A na pożegnanie tematu, coś z filmu: My Skin
Take a look at my body
Look at my hands
There’s so much here
That I don’t understand
Your face saving promises
Whispered like prayers
I don’t need them
I’ve been treated so wrong
I’ve been treated so long
As if I’m becoming untouchable
...
Oh, I need
The darkness
The sweetness
The sadness
The weakness
Oh, I need this
Dropbox, of course. :)
OdpowiedzUsuńDarling: Film „Homo faber” też był nakręcony. Sam Shepard i Julie Delpy wystąpili w rolach głównych. :)
OdpowiedzUsuńM.
Oj Darling, przewiduję bunt przeciwko spisowi powszechnemu... ;)
OdpowiedzUsuńA film – chętnie obejrzę. :)
Aga, Darling :) Ingerencja w nasze życie, owszem, niezdrowa i nie powinno jej być. Ale pamiętaj że pewne informacje (np. o alergiach na leki, chorobach przewlekłych, grupie krwi...) przechowywane w bazach danych, albo znajdujące się „na” osobie, ratują życie. Na pewno ważne jest aby były zbierane i dostępne w odpowiednich sytuacjach i nie widzę tego jako pomniejszenia mojego prawa do prywatności.
OdpowiedzUsuńAle recenzja mi się podoba i zachęciła do obejrzenia. :)
Skuba: Problem jest taki, że od posiadania przez lekarzy ratującej życie informacji może być tylko krok do sprzedania jej i wykorzystania dla selekcji ludzi lub na potrzeby eugeniki.
OdpowiedzUsuńDarling nam tu ostatnio dość fatalistycznie maluje obraz świata, ale coś w tym jest. Nie wiadomo w którym kierunku te trendy pójdą.
R.
R.: Eugenika nam na szczęście nie powinna grozić, biorąc pod uwagę konserwatywne poglądy (nie tylko w Polsce) na IVF, badania z komórkami macierzystymi, selekcję zarodków, etc. Uważam, że w pewnych kwestiach warto zrezygnować z cząstki prywatności, jeśli ma to nam uratować życie. I nie boli mnie to, że cały świat i głowy państw będą wiedzieć że jestem uczulony na paprykę, a moja grupa krwi to...
OdpowiedzUsuńWedług mnie to nie przyszłość – możliwa lub nie, bliska lub daleka. Chodzi tylko o punkt odniesienia do tego co teraz się dzieje. Spojrzenia na nasz świat, z CCT, z podsłuchem telefonów, z odciskiem palca na paszporcie, z dokumentacją medyczną, finansową, podatkową wymienianą pomiędzy urzędami, z brakiem prywatności na mnożących się portala społecznościowych... I z tym jak żyjemy.
OdpowiedzUsuńAga: Kupuję „Możliwość wyspy”, bo chcę przeczytać. :)
DarO: Tak, mam zakusy na uniknięcie spisu. Sprawdzę tylko czy można. ;)
OdpowiedzUsuńGenerally: Nie sprzedaję fatalizmu. Wręcz przeciwnie, jestem optymistką pod tym względem, przynajmniej w odniesieniu do siebie (tak jak napisałam w poście o Wyspie). Piszę o rzeczach które, według mnie, są warte zastanowienia, lub (jak o Oz) mogą być czymś nowym dla czytelników. Gdy robię posty bardziej osobiste lub z muzyką... to też jest moment na pomyślenie o czymś o czym na co dzień, w ferworze zajęć, nie myślimy. Ot takie safe place, kącik zadumy. :)
Darling: Bardzo lubię te Twoje wpisy na blogu. Są intensywne i miękkie zarazem. :)
OdpowiedzUsuńFilm bardzo chcę obejrzeć.
Ano-Nimka