Przed bramą to, czego Tygryska potrzebowała najbardziej – kolorowe wiatraczki. Młodzian sprzedający je przemiły i chętny do negocjowania ceny – udało się zbić
o 25% (duża zasługa Eksperta partycypującego w rokowaniach i prezentującego Tygrysce rzeczone). Ustrojstwa niezbędne są dla odstraszania gołębi z balkonu...
o 25% (duża zasługa Eksperta partycypującego w rokowaniach i prezentującego Tygrysce rzeczone). Ustrojstwa niezbędne są dla odstraszania gołębi z balkonu...
Dodatkowe zdziwienie wzbudziło olbrzymie Fabergé egg (what the...???)
Zagroda dla lwów. Dwóch Ich rozłożonych leniwie na trawie, z tyłkami jakby przyklejonymi do ziemi, podczas gdy Ona krząta się po gospodarstwie, porykując od czasu do czasu. Oni, jak to typowi faceci mają zwyczaj, ignorują te odgłosy.
W pewnym momencie scenka...
W pewnym momencie scenka...
Ona ryczy głośniej:
- Może byście te dupy ruszyli sprzed telewizora i trochę pomogli?! Poza tym jest niedziela, dzień wolny i miałam nadzieję na jakąś zabawę – gdzie ten obiecany trójkącik?!
On #1 wstaje leniwie i rozgląda się niepewnie.
On #2 spogląda na niego, macha ogonem i otwiera paszczę:
- Stój, gdzie leziesz, idioto. Ile razy mam ci powtarzać – jak raz zareagujesz, to do końca dnia baba nie da ci spokoju. Siadaj gdzie ci dobrze było.
On #1 spogląda strachliwie w Jej kierunku, rzuca okiem w jedną i drugą stronę, następnie niewinnie rozkłada się obok Jego #2.
Koniec. Ehhh.
Ale prawdziwą furorą były przepiękne jaguary! Zabawa absolutnie beztroska. Przepiękne czarne umaszczenie. Zwinność i siła. Kwintesencja „kocistości”. Zachwyciłam się i wzroku oderwać nie mogłam. Jeden On był za oddzielnym ogrodzeniem i cały czas maszerował wte i wewte przy siatce, spoglądając w kierunku pozostałych. No cóż: facet nabroił, to został odstawiony od łoża i stołu.
To Go powinno nauczyć!
To Go powinno nauczyć!
Rekinarium to prawdziwa porażka i strata czasu, bo takie większe akwaria to
w Krainie Oz w domu się trzyma. Krokodyli nie było widać, oprócz jednego zamaskowanego w krzaczorach pod murkiem.
Ale intrygujące było pewne zaproszenie (weszliśmy oczywiście, choć ani ja żmiją nie jestem ani L. nie tryska jadem):
Słonie odwracały się tyłkiem, żyrafy udawały więźniów podczas dozwolonego spaceru przy ogrodzeniu, a nosorożce tworzyły zasłonę dymną z kurzu i piachu. Jeden z nich chyba starał się o rolę filmową u boku Jim Carrey, bo robił jakieś ćwiczenia pyska i dolnej wargi. To wszystko jednak składaliśmy na karb pojawienia się The Alpha Male w obrębie ich terytorium i powonienia. Podobnie zresztą jak pewne inne zachowania zwierzątek, np. spektakularne sikanie niedźwiedzia brunatnego podczas przechodzenia się tam i z powrotem po skałce – powstała abstrakcja na kamieniu (z pewnością będzie do kupienia na licytacji, tytuł roboczy „Rocking Urine”). W głowie od razu mi się pojawiła dość popularna w Oz piosenka pt. „I’m waving my dick in the wind”. ;)
w Krainie Oz w domu się trzyma. Krokodyli nie było widać, oprócz jednego zamaskowanego w krzaczorach pod murkiem.
Ale intrygujące było pewne zaproszenie (weszliśmy oczywiście, choć ani ja żmiją nie jestem ani L. nie tryska jadem):
Słonie odwracały się tyłkiem, żyrafy udawały więźniów podczas dozwolonego spaceru przy ogrodzeniu, a nosorożce tworzyły zasłonę dymną z kurzu i piachu. Jeden z nich chyba starał się o rolę filmową u boku Jim Carrey, bo robił jakieś ćwiczenia pyska i dolnej wargi. To wszystko jednak składaliśmy na karb pojawienia się The Alpha Male w obrębie ich terytorium i powonienia. Podobnie zresztą jak pewne inne zachowania zwierzątek, np. spektakularne sikanie niedźwiedzia brunatnego podczas przechodzenia się tam i z powrotem po skałce – powstała abstrakcja na kamieniu (z pewnością będzie do kupienia na licytacji, tytuł roboczy „Rocking Urine”). W głowie od razu mi się pojawiła dość popularna w Oz piosenka pt. „I’m waving my dick in the wind”. ;)
Gibbony leniwe ale antyrasistyczne (czarne z białymi za pan brat), za to foki dały plamę, bo widząc takie cóś:
spodziewałam się sztuk fajniejszych niż w „Mam Talent”, a zobaczyłam rozleniwione wałki tłuszczu leżące na grzbietach bez ruchu.
A poza tym, to największym zawodem był brak wybiegu australijskiego! Buuu!
Jednak wizyta w ZOO była nie tylko bitter-sweet symphony, ale też i ciekawą lekcją na temat pewnych człekokształtnych. Tych dokładnie:
No OK, część rzeczy ogólnie znana z lekcji biologii, ale inne to typowe zabawne trivia. Że na przykład uwielbia taki medytować, że dojrzałym samcom rosną srebrne włosy na grzbiecie w wieku 2 lat już, że takowego czynnością towarzyską jest wydłubywanie robaczków z sierści atrakcyjnej osobniczki, że... pewne cechy mają wspólne z osobnikami męskimi Homo sapiens. :)
Aha, na samym końcu wizytacji były kózki, ale naliczyłam ich tylko 10 a nie 120 i do tego za zoologicznym ogrodzeniem (o które się zresztą radośnie czochrały). Tyle to nawet nie opłaci mojego małego palca u nogi! ;)
No OK, część rzeczy ogólnie znana z lekcji biologii, ale inne to typowe zabawne trivia. Że na przykład uwielbia taki medytować, że dojrzałym samcom rosną srebrne włosy na grzbiecie w wieku 2 lat już, że takowego czynnością towarzyską jest wydłubywanie robaczków z sierści atrakcyjnej osobniczki, że... pewne cechy mają wspólne z osobnikami męskimi Homo sapiens. :)
Aha, na samym końcu wizytacji były kózki, ale naliczyłam ich tylko 10 a nie 120 i do tego za zoologicznym ogrodzeniem (o które się zresztą radośnie czochrały). Tyle to nawet nie opłaci mojego małego palca u nogi! ;)
Zupełnie inaczej niż we wspomnieniach z dzieciństwa - ale warto odwiedzić, bo teraz są nowe. :)
OdpowiedzUsuńTo jajo to pewno pisanka ze strusiego – zamiast nieobecnego wybiegu.
OdpowiedzUsuńChyba sam się wybiorę, żeby zobaczyć te półdupki i półcycki. ;)
I już szukam hodowców/dostawców kóz hurtem. ;)
A ty jaką kieckę miałaś? Bo na pewno nie kościelną. ;P
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie pamiętam kiedy byłem w ZOO – jakoś w dzieciństwie, ale jedne wspomnienie to tata podnoszący mnie bym zobaczył ziewającego hipopotama i moje pytanie dlaczego on ma tylko 4 zęby.
Śnięty goryl-wegetarianin? Hm.
Faktycznie, cztając nachodzi chętka na wycieczkę. ;)
OdpowiedzUsuńA jajo jest pewno prehistoryczne i będzie nad nim zawieszony napis “zapraszamy dinozaury”… ;P
Darlingu: goryl, kozy, niedźwiedź-artysta, leniwi lwi osobnicy… chomik ci już nie starcza?! ;)
Agu, czy metodę z wiatraczkiem opatentowałaś? (i czy działa???)
OdpowiedzUsuńFascynujący dialog lwów – prawie jak telenowela.
A poza tym, to już zamawiam kozy Boer z Australii. ;)
R.
Ja zaczynam podejrzewać, że jajo to Tojka - taka na specjalne zamówienie coby w oczy nie kolała w tym pięknym otoczeniu.
OdpowiedzUsuńChomik starcza bo musi, ale wolę inne zwierzę. ;)
Metoda z wiatraczkami w fazie testów jest - wypadają pomyślnie. Opatentuję oczywiście.
No i czekamy z mamusią na te kozy. :)