W dzisiejszych czasach niełatwy jest żywot wybrakowanego mężczyzny usiłującego wyrwać laskę. Niestety (dla nich, bo dla nas – kobitek – stety) nie działa już forma wydłużenia penisa lub dodania zwojów mózgowych za pomocą wypasionego samochodu. Niektóre osobniczki dawały się na to złapać swego czasu, ale dość szybko odkryły czego się można spodziewać – a raczej czego nie mogą się spodziewać – zarówno w alkowie jak i przy rozmowie po właścicielu tegoż.
Panom zajęło trochę więcej czasu zajarzenie że metoda przestała dawać rezultaty i że „fura, skóra i komóra” śmiech pusty jedynie powodują a nie bałwochwalczy podziw. Ahhh, założę się, że gdyby Pawłow przeprowadzał swoje eksperymenty na samcach dwóch gatunków: Canis lupus familiaris i Homo sapiens, to skonkludowałby że ci pierwsi są inteligentniejsi od tych drugich i załapują szybciej. Oh, well, still – better late than never, right?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgmctK5GMwo3Ujop45Uvnv5CgDsb0kScRkpO6oMBaW8oRVi37e8AO9di-ov3_QiazajW8-ftxTUMC7cDKjAVXypon_K6yb0laEQl3ABkRteRLx_Bsg82Wi9XIO4aw0_OKZ_zqLO9gvT5rtN/s320/inferior+1.jpeg)
Disclaimer dać w tym momencie zmuszonam sumieniem własnym: To co tutaj piszę dotyczy kmiotków którzy nie tylko w swoich głowach skazują mózgojada na anoreksję, ale jeszcze w gatkach mają mniejszą wypukłość niż posąg Davida po zimnej kąpieli błotnej. Mimo to, wybujałym poczuciem własnej wartości (fałszywym i z kompleksu wynikającym) przewyższają trzy Czomolungmy ustawione jedna na drugiej! Nie piszę tutaj wcale o normalnych na co dzień facetach, ale zarazem prawdziwych pasjonatach, dla których cztery lub dwa kółka (ahhh... temu ostatniemu z miejsca powiem: „you had me at hello”) są tym samym co dla mnie Star Wars. Nie piszę tutaj o nie tylko miłośnikach ale wręcz prawdziwych expertach w temacie komputerów, modków czy... zegarków. Wiem że są zupełnie inną kategorią – ale zarazem wyjątkiem potwierdzającym opisywaną regułę. ;)
Ad rem: No więc co taki mikroskopijny chłopek-roztropek może zrobić by znowu poczuć się ważny, i zasobny, i mocny, i męski? Nie tylko w oczach kobiet ale i kumpli. Automobil z prancing horse w herbie albo wypasiona fura z celownikiem na froncie jakoś straciły na wartości, bo każdy teraz tym szpanuje. Kolczyki w uszach lub brwiach są raczej zarezerwowane dla „biednych kreatywnych”. Złote łańcuchy na klacie (i do tego jeszcze owłosionej na styl Monkey Boy – bo braki mózgu dużego i małego często tak się objawiają, w akompaniamencie niskiego czółka i wystających łuków brwiowych) i/lub sygnety na paluchach też nie będą mile widziane, bo są synonimem wieśniaków z mafii wołomińskiej (czytelnicy spoza Wawy niech się dokształcą jeśli nie wiedzą o co chodzi, ja tłumaczyć jak chłop krowie na miedzy wszystkiego nie będę).
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiomflXLB9RetS-XrJwDhOGbqZCXNWCHeW7ZeRjNLRx1oQjy71XWlegZytemUE3V5UUPxCJHnZRnRZuKEzi1gwtf2-iPXDuSPXN3lfqYr5rmk9LPd2qH2xIF-GW_CLcEa6YeEDaJ_NzXswG/s1600/inferior+2.jpg)
No więc, kochani, nowym symbolem statusu są zegarki menskie. Wiadomo że każdy młotek tłumaczy się gęsto że ma czasomierz w komórce, więc nie potrzebuje na renku. Prawda jest bardziej przyziemna – takiego prostaczka nie stać na prawdziwy dobry zegarek. A faktycznie (w tym momencie robię to co zwykle i na co mi zwracano uwagę wielokrotnie, czyli sądzę po sobie) faktycznie, stwierdzam że zegarek u mężczyzny to rzecz na którą kobieta od razu zwróci uwagę i która jej w pewnym sensie zaimponuje – pewno na zasadzie kontrastu od pozostałego plebsu. Mężczyzna z ładnym zegarkiem, nie na pasku ale na bransoletce, takim... ostrym, twardym, kanciastym... no po prostu „męskim”, od razu zyskuje u nas jakieś 25%.
Dygresja: biorąc pod uwagę fakt, że facet w garniturze też scores 25% more visually, to garnitur plus chronometr dają razem 50% – po wliczeniu w ogólne szanse z nowopoznaną laską, czyli „fifty-fifja”, taki muchacho ma prawdopodobieństwo 3/4 że zaliczy!
Do tego jeszcze kumple też będą impressed, co to on nie jest, że ma taki imponujący kawałek męskiej biżuterii na ręku! Więc cóż – nowy symbol statusu mężczyzny
w miarę dzianego („w miarę” bo naprawdę nie trzeba aż tak się z kasy wycyckać!),
z własnym stylem, chcącego pokazać że jest inny niż wszyscy inni, jest zwyczajny chronometr znany od wieków!
W temacie (w ramach podziwu a nie derogatywnie!!!) mam do pokazania:
Zegarek dla którego Jaskiniowiec zadeklarował miłość wielką w Walentynki. Nie wiem czy uczucie trwa nadal czy, jak u typowego mężczyzny, zostało przeniesione na nowy obiekt już następnego dnia. ;)
Zegarek L., chyba to ten – niestety nie mogę być pewna bo pamiętam tylko że był Omega i miał to ładne niebieskie naokoło służące do czegoś w nurkowaniu:
Albo to był ten:
Przyznam że dla mnie one wyglądają prawie identycznie, oprócz dodatkowych literków na cyferblacie w jednym i esów-floresów w drugim. Oczywiście nadmienię, że L. potrafił w mgnieniu oka rozpoznać model zegarka na ręce jakiejś pani, która ją miała jedynie opartą na stole łokciem, podczas gdy ja nawet nie zauważyłam kto, gdzie i co na kończynie posiada – ba, jak dla mnie, mógłby tam sobie siedzieć
bysio-ochroniarz z ważką gadziogłówką suszącą skrzydełka u niego na nadgarstku! Ale to pewnie kwestia przyciągania płci: L. wprawnymi okiem zarejestrował najpierw całą panią, potem jej zalotnie wspartą rękę, a w końcu interesujący chronometr – wszystko w ułamku sekundy.
A moja miłość wielka i czysta od grudnia 2007 (jejku, mieszkamy szczęśliwie razem już 3,5 roku – prawdziwa long-term relationship!), to poniższe cudeńko Swatch:
W ostatnią sobotę zapadłam na nowe cacko gdy wymieniałam baterię w tamtym i poczułam nieprzepartą chęć zdrady... ale powstrzymuję się od niej, nie tyle ze względu na wierność co na ekonomię gospodarstwa domowego. Mimo to, popatrzeć i pomarzyć mogę, że kiedyś dostanie moją rękę. Pan Bloomy Section:
O czym to ja pisałam? Aaa: zegarek na ręku faceta jest dzisiaj tym co wypasiona fura parkowana przez niego na widoku upatrzonych do podrywu panienek kilkanaście lat temu. Amen.